Zamach, zamach, zamach. I do tego zamach stanu. Patrzę przez okno, rozglądam się to w lewo, to w prawo i jeszcze raz w lewo: czołgów nie widzę, transportery na rogatkach się nie czają, pałkownicy w uszatkach ulic nie patrolują. „Nuda…nic się nie dzieje, nic. Dialogi niedobre, bardzo niedobre dialogi. Brak akcji jest, nic się nie dzieje”- jak w monologu Maklakiewicza z Rejsu. Jedynie nasz premier dynamiczny, gra w ping-ponga, uśmiecha się, dowcipkuje – znaczy się humor posiada.
Sytuacja pokazuje, że racja (jeżeli racja jest po stronie opozycji) bez siły nie znaczy nic. Jak w dyplomacji – jeżeli nie masz za sobą pięciu dywizji pancernych, głowy nie zawracaj, idź do domu. Bogdan Święczkowski, prezes Trybunału Konstytucyjnego – w mojej ocenie – przestrzelił. Zamach stanu, którego ludzie nie widzą, nie doświadczają na własnej skórze, ich nie boli i nie dotyka – obchodzi obywateli tyle co Bitwa pod Mozgawą. Jeżeli bodnarowcy mogli bezkarnie najść Pałac Prezydencki i wygarnąć stamtąd gości Głowy Państwa, to równie dobrze mogą zjeść na śniadanie prezesa Święczkowskiego + jego zawiadomienie.
Co się teraz stanie? NIC. Premier dokończy grę w ping-ponga. Sprawa zostanie odebrana prokuratorowi Ostrowskiemu, a jak jej sobie odebrać nie da, to będzie mógł przesłuchiwać prezesa Święczkowskiego co dwa dni, a nawet codziennie. Premiera Tuska już nie, bo ten będzie zajęty grą w ping-ponga. Wszyscy będą czekali na wynik wyborów prezydenckich. Jeżeli wygra Rafał „Bonżur” Trzaskowski – KO dociśnie kolanem PiS. Jeżeli wygra kandydat PiS lub Konfederacji – Tusk będzie musiał bardzo poważnie zastanowić się nad swoją przyszłością, gdzie poprosić o azyl polityczny. Na Węgrzech nie.
Zamach stanu pic.twitter.com/h9STStBt1E
— Donald Tusk (@donaldtusk) February 5, 2025