Czy obywatele powinni przejść podstawowe przeszkolenie wojskowe? Logika podpowiada, że tak, ale niestety logika rozumiana tradycyjnie (logos – rozum) mija się z logiką polityczną. Niestety, ta ostatnia patrzy z perspektywy czterech następnych lat – do kolejnych wyborów. Tymczasem elektorat, szczególnie ten młody, nie chce tracić czasu na bieganie z bronią po polu (oczywiście używam pewnego uproszczenia, bo dzisiejsze pole walki przypomina raczej grę komputerową).
Na ołtarzu Rzeczpospolitej kładzie się partyjny interes, po to, by pozyskać dodatkowe głosy młodych Polaków. Kolejne rządy III RP – i piszę to z całą odpowiedzialnością za słowo – dopuszczają się zbrodni tylko dlatego, by zdobyć dodatkowe punkty procentowe przy urnach. Ale dodatkowe punkty procentowe to nie to samo, co darowanie komuś życia. Tymczasem przeszkolenie wojskowe jest niczym innym jak daniem szansy naszym dzieciom, by przeżyły konflikt zbrojny. A ich przeciwnicy nie.
„Jestem zwolennikiem zasadniczej służby wojskowej” – powiedział były żołnierz jednostki GROM, ppłk Krzysztof Przepiórka. „Taki obywatel powinien przejść przynajmniej podstawowe, kilkumiesięczne szkolenie wojskowe” – podkreślił wojskowy. „To powinno być rozwiązanie systemowe, żeby każdy wiedział, że po ukończeniu studiów czy szkoły średniej idzie do wojska spełnić swój obywatelski obowiązek (…). Po co czekać, aż wydarzy się coś złego? Lepiej przygotować się do wojny” – przekonuje ppłk Przepiórka.
Pułkownik Przepiórka ma rację. I mówi również w interesie tych, którzy siedzą z grzańcem przy kominku i twierdzą, że mają to wszystko w… (wiadomo gdzie, ale szanowna Korekta nam tego nie przepuści – wiadoma sprawa) …w nosie (przyp. Korekty). Bo ci z grzańcem nie mają dzisiaj świadomości, że jutro (gdy ruskie już tu będą) ci sami politycy, którzy teraz ich dopieszczają, wystawią na zachodnich granicach patrole żandarmerii, której każą strzelać do uciekających. Próbujących uciekać przed wojną młodych Polaków.
Mam pretensje szczególnie do PiS, bo jeżeli jesteśmy państwem frontowym (o czym nas bez przerwy informowano), to należało zachowywać się jak państwo frontowe – należało szkolić młodzież do walki. Skoro nie szkoliliśmy, to nie jesteśmy żadnym państwem frontowym. W takim razie po co ta cała wojenna narracja?
Maksyma Si vis pacem, para bellum (łac. chcesz pokoju, przygotuj się do wojny) cały czas jest aktualna. Młodzi mogą tego nie rozumieć i mają do tego prawo. Ich głowy zaprzątają zgoła inne rzeczy: pierwsza miłość, wyjazd na wakacje, spotkanie z przyjaciółmi. Natomiast ich ojcowie i dziadkowie mają już inną perspektywę (swoją beczkę soli zjedli) i wiedzą, że czasami trzeba przymusić młodsze pokolenie – bo aby ono mogło kiedyś swoją mądrość przekazać następnym, to najpierw musi przeżyć. Proste.