Ostatnie dni potwierdziły dobitnie, jakie są główne cele obecnej fazy kampanii przegrywającego obozu Tuska. Niezależnie od ciągle utrzymujących się notowań PO i Trzaskowskiego widać bowiem wyraźnie, że ani PO nie będzie w stanie stworzyć koalicji rządzącej, ani Trzaskowski nie jest w stanie wygrać drugiej tury wyborów. Tusk oczywiście próbuje ten upiorny scenariusz odwrócić, ale jedyne co mu się udaje to spychanie do defensywy PiS-u. Moje poprzednie rozważania, krytyczne pod adresem postawy tej partii, spotkały się z różnorakim przyjęciem. Nie będę się do tego odnosił i skupię się na tym, co podniosło szereg osób, w tym również z tzw. „góry PiS-u”, które odpowiadały – „co mamy robić, jak chcą nas wszystkich pozamykać, może pozabijać, zniszczyć partię, zabetonować system, etc.”.
To prawda – nie ma już żadnych złudzeń co do tego, że celem Tuska jest skopiowanie procesu, jaki przebiegał w Polsce w latach 1944 – 1948. Jego otoczenie z pełną powagą cytuje Gomułkę – „Władzy raz zdobytej nie oddamy”. Nie mam żadnych złudzeń, że są gotowi pójść nawet dalej niż w rozgrywającym się dramacie rumuńskim. Ci ludzie rzeczywiście nie cofną się przed niczym – w moim przekonaniu włącznie z fizyczną eliminacją swoich politycznych przeciwników. Szkoda, że wyraźnie o tym mówi jedynie J. Kaczyński, który to doskonale rozumie.
Skoro jednak tak, to przecież nie jest odpowiedzią na to powielanie komunałów i nieskutecznych ruchów. Zatem – cytując niesławnego klasyka – „Co robić?”. Spróbuję przez kolejnych kilka dni pokazać kierunki, które ktoś – może – uzna za inspirację.
Donald Tusk ogłosił w ub. tygodniu „wielki program uzbrojenia Polski oraz budowy największej armii w Europie”. Skala bzdur, które wypowiedział ten człowiek, jest tak porażająca, że aż trudno zliczyć. Tylko że kto podjął z nim polemikę o konkretach? Pokażmy kilka elementów.
– 5 % PKB na obronę rocznie – przy obecnym kursie dolara, PKB Polski w 2025 roku wyniesie w granicach 1 bln USD. Tuskowy procent to 50 mld USD, czyli niemal 200 mld zł. Zaplanowany budżet państwa na 2025 to 921 mld zł wydatków. Innymi słowy, Tusk twierdzi, że jest w stanie wydatkować ponad 20% wydatków budżetowych państwa na obronę. Pomijając na tym miejscu skąd weźmie na to środki (bzdurne opowieści o „przesunięciu” 30 mld zł z KPO na obronę, to i tak kropla w morzu), to jest jeszcze kwestia na co wyda te pieniądze? A licząc dalej, wydawać przez kilka lat z rzędu po 200 – 230 mld zł rocznie na obronę? Tego nie są w stanie przerobić nawet generałowie Tuska z moskiewskich szkół. Pic bije z tego na kilometry.
– Tusk chce przeszkolić „wszystkich mężczyzn w wieku 18 – 65 lat” i co więcej „ma na to kilka modeli”. Skala absurdu w tym zawarta jest tak porażająca, że aż trudno złapać oddech. Mówi to skądinąd facet, który nigdy nie był w wojsku (tak jak i jego otoczenie, z „ministrem obrony” na czele). Mówimy o przeszkoleniu milionów ludzi z czym wiąże się „kilka problemów”: kto miałby ich przeszkolić (rozumiem, że Tusk „zdejmie” połowę armii z innych zadań wyłącznie do szkolenia, a i tak będzie to dużo za mało), kto będzie w czasie szkoleń pracował (firmy z pewnością zawyły z radości), w co ich Tusk ubierze, gdzie położy spać na te szkolenia (skoro pozamykał 600 jednostek), kto ich będzie leczył no i co i gdzie będą jedli. To tylko kilka prozaicznych kwestii, które znowu pokazują pic propagandowy.
– To samo dotyczy półmilionowej armii. Ile problemów miał PiS, aby wdrożyć projekt armii na 300 000 ludzi, wiedzą najlepiej ludzie z tej partii. Ale nikt nie rozbił w pył tej kolejnej Tuskowej bredni.
– Tusk załatwi nam „francuski parasol atomowy” – to nawet brzmi bardziej komicznie niż umowa wojskowa z Francją z 1939 roku (290 głowic francuskich przy 5 600 amerykańskich, do tego umieszczonych na archaicznych, podatnych na zniszczenie nośnikach).
– Tusk wypowie „konwencję dublińską”, której nie podpisaliśmy – tu można tylko przypomnieć, iż 15 lat temu razem ze swoim ówczesnym (i obecnym) ministrem spraw zagranicznych, „przeoczyli” istnienie umowy z Rosją, na badanie katastrof samolotów wojskowych. Dzięki temu oddali śledztwo Putinowi, a potem przyjęli za swoje ustalenia komisji Anodiny, których bronią do dzisiaj jak niepodległości. Czyli nic się nie zmieniło i ile wiedzieli 15 lat temu, tyle wiedzą i dzisiaj.
Na to dodatkowo właśnie ów były i obecny minister – czyli nasz niezawodny chobieliński sołtys – pogroził Muskowi, że pozbawi go kasy, którą wydajemy – my Polacy – na dostęp Ukraińców do Starlinków. I ogłosił światu, że poszuka „alternatywy”. Tego samego dnia, w ramach owej „alternatywy” brukselska oszustka ogłosiła, że warto byłoby „pomyśleć” o „alternatywie” dla narzędzi Muska. Jak dzisiaj „pomyślimy” to może za parę lat coś będziemy mieli. Bo na teraz Sikorski może mieć tylko chińską „alternatywę”. Czyli nic nowego – sołtys wciągnął do nosa i odpalił posta.
Kiedy zrobiono z niego miazgę, Tusk uderzył w tony „patriotyczne” – jak można nie bronić „naszego” ministra. No właśnie – to on jest największym specem od pokazywania jak się broni interesów kraju nawet wtedy, gdy rządzą polityczni przeciwnicy. Dał niejeden dowód w latach 2015 – 2023.
Tę opowieść mógłbym ciągnąc jeszcze godzinami, ale mój ból wynikający z tego, że żadnego z tych prostych argumentów nikt właściwie nie podniósł w ostatnich dniach, jest zbyt silny. Nie chcę się już dalej katować.
* tytuły pochodzą od redakcji M24
Łączę się w bólu