Kościół był pełen wiernych.
Przeważali ludzie o prostych, zmęczonych twarzach, w znoszonej odzieży.
Przy ołtarzu klęczał kapłan. Miał szczupłą sylwetkę, wysokie czoło i gładko zaczesane włosy. Słowa wypowiadał spokojnie, wyraźnie, bardzo starannie. Już na pierwszy rzut oka wydawał się człowiekiem słabego zdrowia. Jeszcze po latach ci, którzy znali go osobiście, będą podkreślać jego zwyczajność. Był tak przeciętny, że aż wzbudzał niepokój.
Wczesny wieczór, 19 X 84 r. Kończyła się Msza św., rozpoczynał różaniec. Maryjo, Matko polskiej ziemi… – słowa płynęły gładko, powoli, napełniały wnętrze świątyni i serca zgromadzonych w niej ludzi. Maryjo, chcemy trwać przy Twoim Synu w godzinach Jego agonii. Już za kilka godzin rozpocząć się miała agonia tego kapana, a rozważania bolesnych tajemnic staną się swoistym testamentem. Maryjo, nam, którzy w trudzie i znoju walczymy o Prawdę (…), podaj pomocną dłoń. Pomocnej dłoni Matki będzie ks. Jerzy w najbliższym czasie bardzo potrzebował.
Kiedy on modlił się z wiernymi, komunistyczna władza czuwała. Właściwie interesowała się tym skromnym człowiekiem od samego początku. Teczkę miał założoną, jak każdy kandydat do stanu kapłańskiego, w momencie wstąpienia w 65 r. w mury warszawskiego seminarium. Nie szczędzono wysiłków, aby odebrać przyszłego księdza Chrystusowi: przymusowa służba wojskowa, czyli dwa lata indoktrynacji i szykan, „metoda marchewki” – obietnice złotych gór i wreszcie przysłowiowy „kij”, czyli stała bliskość „smutnych panów”.
A jednak został kapłanem.
I w ostatni wieczór modlił się za papieżem Polakiem słowami św. Pawła: Dziękuję Ci, o Matko, za wszystkich(…), którzy nie dają się zwyciężać złu, ale zło dobrem zwyciężają. Ten ewangeliczny nakaz stał się mottem posługi duszpasterza z Suchowoli. Tylko ten może zwyciężać zło, kto sam jest bogaty w dobro – mówił do ludzi, którzy od 40 lat przeżywali koszmar komunistycznego totalitaryzmu i którym groziło, że zatracą umiejętność rozeznania.
Ks. Jerzy Popiełuszko nie „uprawiał polityki”. Nie organizował strajków, ale chodził do strajkujących hutników odprawiać Mszę św. Nie krzyczał w sądach: „bestialstwo!” – ale był obecny na rozprawach, aby dodać otuchy niesprawiedliwie oskarżonym i zaopiekować się ich rodzinami. Nie nawiązywał kontaktów z zagranicą – a jedynie przyjmował dary z Zachodu, by rozdzielić je potrzebującym.
Nie był działaczem.
Był księdzem.
Zwyciężać zło – to pozostać wewnętrznie wolnym, nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia. Jak te słowa musiały boleć tych, którzy byli niewolnikami.
Dlatego właśnie postanowiono go zlikwidować. Wydarzenia z 19 X poprzedziła nagonka słowna, ośmieszanie, próby poróżnienia z przełożonymi, zastraszanie i akty fizycznej napaści. Wyjątkowo niewygodny stał się od X 80 r., w związku z odprawianymi w kościele św. Stanisława Kostki Mszami za Ojczyznę. Podczas jednej z nich, po zamordowaniu w V 83 r. 19-letniego Grzegorza Przemyka, syna opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, wypowiedział pamiętne słowa: Takiego narodu nie rzuci przemocą na kolana żadna siła szatańska. Ten naród udowodnił, że kolana zgina tylko przed Bogiem. Tego już było za dużo… Komunistyczne władze przygotowały prowokację, podrzucając do mieszkania kapelana „Solidarności” wybuchowe materiały, ale nie zdołały na stałe zatrzymać go w więzieniu ani zastraszyć tak, aby przestał mówić. Ksiądz mówił dalej, a to, co mówił, było jak lustro, w którym przeglądała się brzydka twarz ludowej władzy PRL-u: wielkość Prawdy przeraża i demaskuje kłamstwa ludzi małych, zalęknionych.
W bydgoskiej świątyni trwał różaniec, a w innych murach, od kilku miesięcy dojrzewała decyzja: zabić Popiełuszkę.
Nabożeństwo dobiegało końca. Ostatnie słowa brzmiały: módlmy się, byśmy byli wolni od leku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy. A potem ks. Jerzy wyszedł w ciemną, październikową noc, która wyciągnęła do niego zamknięte w pięści, uzbrojone w narzędzia tortur dłonie jego oprawców. Nie zauważono, że były jeszcze dwie ręce; nie zauważyli ich zaślepieni nienawiścią mordercy, ale widział ks. Jerzy. Dłoń Maryi i przebita Dłoń Jej Syna.
6 VI 2010 roku Kościół ogłasza ks. Jerzego błogosławionym. Powszechnie wiadomo, że został porwany i zamordowany bez żadnego wyroku… a jednak sąd się odbył. Nie tuż przed jego śmiercią, odbył się 2 tys. lat temu. Wtedy postanowiono, że nie mogąc zabić Prawdy, zabijać będzie się Jej głosicieli. To jedyny taki sąd, który trwa do dzisiaj, i w którym niewinni zasiadają na ławie oskarżonych.
Ale to nie do oprawców należy ostatnie słowo. Ostatnie słowo należy do Tego, który nauczył ks. Jerzego zło – dobrem zwyciężać. I który dał siłę ukochanej matce kapłana, Mariannie Popiełuszko, wypowiedzieć po pogrzebie słowa: JA IM PRZEBACZAM.
Ostatnie kazanie ks. Jerzego Popiełuszki: link