17.1 C
Gdynia
czwartek, 19 września, 2024

Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za Kościół!

Share

Z kardynałem Gerhardem Ludwig Müllerem, byłym prefektem Kongregacji Nauki Wiary, rozmawia Henryk Piec.

Francja stała się pierwszym krajem na świecie, który prawo do gwarantowanej aborcji wpisał do ustawy zasadniczej. Gdybym powiedział, że „najstarsza córka Kościoła” upadła nisko, to bym nic nie powiedział. Co dzieje się – zdaniem Waszej Eminencji – w sercach ludzi, którzy, jak sądzę, w większości są ochrzczeni, iż z taką stanowczością kierują się w stronę ciemności?

Prawo do zabijania drugiego człowieka nie leży ani w jego duchowej, ani w moralnej naturze. Człowiek zaczyna istnieć, ponieważ Bóg stwarza go z niczego. Dzieje się to, jak można dowieść w sposób empiryczny, w wyniku połączenia męskich i żeńskich komórek rozrodczych. W ten sposób mężczyzna i kobieta stają się ojcem i matką tak poczętego dziecka. To im w konsekwencji powierza się to dziecko, aby wychowywali je do życia w zaufaniu Bogu, który jest źródłem i celem każdego życia. Pozostając w zgodzie z prawami człowieka, nowoczesne państwa uznały niezbywalną godność współistniejącą z konkretnym istnieniem każdej indywidualnej istoty ludzkiej za granicę wszelkiego prawodawstwa pozytywnego.

Chyba mamy regres w tej dziedzinie?

Niestety mamy dzisiaj do czynienia z powrotem do barbarzyńskiego absolutyzmu państwowego i cynicznego pozytywizmu moralnej dekadencji. Od początku systematycznej dechrystianizacji Europy przez francuskich jakobinów oraz faszystowskiego i sowieckiego socjaldarwinizmu, to właśnie ochrzczeni chrześcijanie tracili wiarę w Boga, Chrystusa, Sąd Ostateczny i życie wieczne.

Jezus mówi o wypędzanych wiarą i chrztem demonach, które łączą siły z innymi złymi duchami ateistycznych i antyhumanistycznych ideologii i stają się groźniejsze niż za czasów przed zbawieniem i uwolnieniem ludzi przez Chrystusa. I staje się późniejszy stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni. Tak będzie i z tym przewrotnym plemieniem (Mt 12, 45).

Dzieciobójstwo dokonane na milionach nienarodzonych dzieci, eutanazja chorych i starszych oraz prowadzenie zaborczych wojen są wyrazem kultury śmierci, która rozprzestrzenia się wśród ludzi żyjących bez Boga.

Francuscy biskupi „ubolewają” po przyjęciu nowych zapisów w konstytucji. Czy to nie jest stanowisko dalece spóźnione, wszak mleko się już rozlało? Zmierzam do tego, że działać należy szybko, tuż po zdiagnozowaniu „choroby”, a nie gdy pacjent jest już śmiertelnie chory. To już na początku należało powiedzieć „non possumus”, bo teraz to faktycznie można już tylko ubolewać.

Generalnie nasi biskupi w państwach zachodnich są tak zastraszeni, że zdobywają się jedynie na zupełnie letnie protesty. Strategia jest całkowicie defensywna. Nie rozpoznaje się oznak moralnego upadku i ogranicza się jedynie do leczenia symptomów, zamiast zmierzyć się ze źródłem problemu. Jest to również skutek fatalnej polityki kościelnej. Kandydatów na urząd biskupi szuka się przede wszystkim wśród osób nierzucających się w oczy i posłusznych.

W Polsce jest takie powiedzenie BMW: bierny, mierny ale wierny.

Niezwykle trafne powiedzenie. Niestety, wyklucza się silne osobowości, biskupów i teologów dorównujących na płaszczyźnie duchowej intelektualnym agnostykom, ponieważ łatwiej steruje się pastoralnymi rzemieślnikami i pracownikami społecznymi. Rezultatem jest protest wynikający jedynie z obowiązku, któremu brakuje intelektualnej siły przebicia i duchowej mocy, a który ochrzczeni i pogańscy ateiści odrzucają jednym pogardliwym machnięciem ręki.

Dyskusja o aborcji toczy się również w Polsce. Czy – zdaniem Waszej Eminencji – nie występuje nagląca konieczność zajęcia jasnego i wyraźnego stanowiska przez polskich hierarchów, którzy powinni powiedzieć, że ci, którzy zagłosują za aborcją, z definicji wykluczają się z Kościoła. Nikt nikogo na siłę w Kościele nie trzyma, ale jak ktoś twierdzi, że jest rzymskim katolikiem, to powinien zachowywać się jak rzymski katolik.

Biskupi, ale również księża, zakonnicy, teologowie, reprezentanci mediów katolickich oraz wszyscy wierzący muszą zająć głośne i wyraźne stanowisko i muszą mówić o tym, że aborcja jest morderstwem dokonanym na żyjącym człowieku, który został stworzony przez Boga i powierzony rodzicom. Państwo nie może zezwolić na jego zabójstwo! Wśród zwolenników aborcji są również ludzie, którzy uważają się za katolików. Wymigują się od dylematu między posłuszeństwem Bogu a lukratywną przynależnością do popierającej aborcję partii politycznej. Twierdzą, że tylko matce chcą pozostawić decyzję, czy pozwoli swojemu dziecku żyć czy umrzeć. Tymczasem nikt nie ma prawa decydować o życiu i śmierci człowieka. A dziecko w łonie matki jest osobą odrębną od swojej matki i swojego ojca. Diaboliczne zakłamanie ideologii aborcyjnych przejawia się tym, że ochronę zwierząt stawia się ponad prawami człowieka. Jezus powiedział do swoich uczniów i wszystkich ludzi:Jesteście ważniejsi niż wiele wróbli (Mt 10, 31).

Wspominam o tym jasnym stanowisku hierarchów, bo wiele lat temu w Polsce urzędująca minister zdrowia, deklarująca się jako praktykująca katoliczka, wskazała 14-letniej dziewczynce (ciąża nie była wynikiem przestępstwa) szpital, gdzie ta dokonała aborcji. Wówczas ze strony duchowieństwa płynęły tak sprzeczne komunikaty, że można było się pogubić. Czy w takich sytuacjach nie warto uderzyć ręką w stół i powiedzieć, „skoro piłka przekroczyła linię boczną boiska, to mamy do czynienia z autem”. Nie ma miejsca na żadną interpelację.

Niestety nawet praktykujący katolicy, a także duchowni, którzy powinni przecież być uczniami królestwa Bożego (Mt 13, 52), nie rozumieją, że aborcja nie stanowi rozwiązania problemu, ale jest definitywnym wygaszeniem niewinnego życia, a czyn ten obciąża uczestniczących w nim winą wykluczającą z królestwa Bożego (1 Kor 6, 9), jeśli nie będą żałować go przed śmiercią. Weźmy sobie do serca słowa ojców Soboru Watykańskiego II:

Ponadto wszystko, co godzi w samo życie, jak wszelkiego rodzaju zabójstwa, ludobójstwa, spędzanie płodu, eutanazja i dobrowolne samobójstwo; wszystko, cokolwiek narusza całość osoby ludzkiej, jak okaleczenia, tortury zadawane ciału i duszy, wysiłki w kierunku przymusu psychicznego; wszystko co ubliża godności ludzkiej, jak nieludzkie warunki życia, arbitralne aresztowania, deportacje, niewolnictwo, prostytucja, handel kobietami i młodzieżą; a także nieludzkie warunki pracy, w których traktuje się pracowników jak zwykłe narzędzia zysku, a nie jak wolne, odpowiedzialne osoby: wszystkie te i tym podobne sprawy i praktyki są czymś haniebnym; zakażając cywilizację ludzką, bardziej hańbą tych, którzy się ich dopuszczają, niż tych, którzy doznają krzywdy, i są jak najbardziej sprzeczne z czcią należną Stwórcy”(Gaudium et spes 27).

Także i dzisiaj nasze strategie duszpasterskie bez wymagań, bez wezwania do nawrócenia, bez radykalnego powrotu do Boga – są drogami prowadzącymi do nicości. Są rozgrywkami politycznymi, które nie mogą nas doprowadzić do ukrzyżowanego Boga, naszego prawdziwego Wyzwoliciela – powiedział kardynał Robert Sarah. Czy zdaniem Waszej Eminencji nie nadszedł czas na „zmiany strategii duszpasterskiej” na bardziej wymagającą od siebie i od wiernych?

Nasze strategie duszpasterskie wprowadzają ludzi w błąd, jeśli nie kierujemy się w nich Jezusem, dobrym pasterzem – Pastor bonus”. Duszpasterstwa oraz głoszenia prawdy, a więc teologii pastoralnej i dogmatycznej, nie można (ani wedle filozofii monofizytyzmu, ani nestorianizmu) sobie przeciwstawiać. Jezus sam siebie objawił w swojej boskiej Osobie, która kryje w sobie jedność Jego boskiej i ludzkiej natury: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (J 14,6). Anachronicznym jest stawianie dziś duszpasterzy przed alternatywą potępionych w XVII i XVIII wieku herezji rygoryzmu i laksyzmu. Jezus rozpoczął głoszenie Ewangelii Bożej, mówiąc:Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię! (Mk 1, 15). Nie można oddzielić wyznania wiary w Jezusa Chrystusa, naszego Pana i Boga, tzn. wiary objawionej, która jest obecna w nauczaniu apostołów i Kościoła, od przemiany życia w ślad za Chrystusem. „Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie“ (Mt 7, 21).

Świeccy kościoła często narzekają na hierarchów. Faktycznie – bywa, że ksiądz czy biskup mogą przeszkadzać w nawiązaniu więzi z Bogiem. Ale jeśli Bóg daje nam ludzi w Kościele, którzy nie stają na wysokości zadania, którzy powodują kryzys, to czy nie oznacza to, że Bóg daje świeckim poważniejsze zadania. I postawa: to nie jest moja sprawa, to sprawa hierarchów, jest aktem czystej dezercji, ucieczki od misji, którą powierza nam Chrystus?

Przy całym naszym rozczarowaniu tym, co zbyt ludzkie i małostkowe w naszych braciach i siostrach, a zwłaszcza naszych pasterzach, którym powierzeni są wierzący, musimy żyć w większym zaufaniu do Boga. Bywa przecież i tak, że inni, słusznie lub nie, są zawiedzeni nami. Jezus był rozczarowany, że uczniowie w czasie Jego męki nie rozumieli, zaparli się, opuścili i zdradzili Go. Napoleon chciał kiedyś zaszantażować papieża Piusa VII, zwracając się do watykańskiego sekretarza stanu kardynała Consalviego w taki arogancki sposób: „Czy Wasza Ekscelencja nie wie, że mogę zniszczyć Kościół?”. Kardynał odpowiedział mu na to tymi znamiennymi słowami: „Czy Wasza Wysokość nie wie, że nie udało się to nawet nam, biskupom i księżom, 1800 lat?”. Pan zapowiedział swojemu Kościołowi niezniszczalność zarówno wobec prześladowań z zewnątrz, jak i zawirowań od wewnątrz. Za misję i życie Kościoła są odpowiedzialni wszyscy przez wzgląd na swój chrzest, charyzmaty i powołanie (do małżeństwa, życia zakonnego czy kapłaństwa). Angielski kardynał John Henry Newman w swoim znanym dziele dowiódł, że świeccy wierzący w IV i V wieku potrafili częściowo lepiej bronić swojego przekonania o boskości Chrystusa względem arian niż wielu biskupów, którzy byli zawikłani w politykę religijną rzymskiego cesarza sprzyjającego przedstawicielom arianizmu. Swoje dzieło O konsultowaniu wiernych świeckich w sprawach doktryny zakończył następującymi słowami:

Myślę, że Ecclesia docens, Kościół nauczający, z pewnością jest szczęśliwszy, kiedy ma wokół siebie takich entuzjastycznych zwolenników, jak jest to tutaj przedstawione, niż kiedy odciąga wiernych od studiowania swoich boskich nauk oraz wczuwania się w jego święte refleksje i chce od nich jedynie fides implicata, nierozwiniętej wiary w swoje słowo, na co wykształceni odpowiadają obojętnością, a biedni – przesądami.”

Ksiądz prymas Stefan Wyszyński kiedyś powiedział: „Kto stawia zadania Kościołowi, sobie stawia zadania. Kto Kościół osądza, siebie osądza”. Bo to my wszyscy – od momentu ochrzczenia – jesteśmy Kościołem. Nie tylko biskupi, hierarchia, a my wszyscy. Dlaczego ta prawda, którą wypowiedział Prymas Tysiąclecia, tak trudno przebija się do wiernych?

Wygląda to inaczej w częściach Kościoła, w których wierzący stanowią mniejszość danego społeczeństwa. Tutaj w Europie od stuleci jesteśmy przyzwyczajeni do utożsamiania Kościoła z klerem, który wszystko uregulował, a lud jest w mniejszym lub większym stopniu biernym odbiorcą. Reakcją nie może być jednak sytuacja, w której świeccy emancypują się od ustanowionych przez Boga pasterzy i nauczycieli. Wierzący powinni sami uczyć się aktywnie, słowem i czynem, reprezentować wiarę chrześcijańską oraz objawioną i naturalną moralność w świecie, w szkołach, na uniwersytetach, w polityce i mediach. Sobór Watykański II przedstawia to następująco:

„Wyświęceni pasterze zdają sobie bowiem dobrze sprawę z tego, jak bardzo ludzie świeccy przyczyniają się do dobra Kościoła; wiedzą, iż nie po to zostali ustanowieni przez Chrystusa, aby wziąć na samych siebie całe zbawcze posłannictwo Chrystusa w stosunku do świata, lecz że ich szczytnym zadaniem jest tak sprawować opiekę pasterską nad wiernymi i tak uznawać ich posługi i charyzmaty, żeby wszyscy oni pracowali zgodnie, każdy na swój sposób, dla wspólnego dzieła. Trzeba bowiem, abyśmy wszyscy, «żyjąc prawdziwie w miłości, sprawiali, by wszystko wzrastało ku Temu, który jest Głową – ku Chrystusowi. Od Niego poczynając całe Ciało – zespalane i utrzymywane w łączności więzią umacniającą każdy z członków stosownie do jego miary – przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w miłości» (Ef4,15n) (Lumen gentium 30).

W trzecim świecie Kościół się rozwija, w krajach rozwiniętych – widzimy raczej proces odwrotny. Czy to nie jest właściwy moment do zastanowienia się czy ja – jako członek Kościoła – przyczyniam się do wzrostu tego kryzysu np. poprzez zaniechanie? Czy moja postawa jest jak tama, na której zatrzymuje się kryzys kościoła, czy jest jak sito, przez które wszystko przechodzi? I w tym kontekście chciałbym zapytać Waszą Eminencję o formację młodych katolików, która zdaje się bardziej przypomina owe sito niż twardą skałę.

Dzieci i młodzież w Europie i Stanach Zjednoczonych w najważniejszym okresie tworzenia się ich osobowości doświadczają niezwykle agresywnej ideologii „woke” i „gender”, która zapewnia ludzi o samostanowieniu, jednocześnie rozmywając istotę osoby do płynnej wartości bez początku i celu. Wynikiem jest wysoki wskaźnik samobójstw, znieczulanie się narkotykami, alkoholem i nadużyciami seksualnymi w celu zneutralizowania nihilistycznych odczuć. Najlepszym aktem miłości bliźniego wobec młodych jest przekazywanie wiedzy i doświadczenia o tym, że każdy z nas został wybrany w Chrystusie do bycia dzieckiem Boga, a w Duchu Świętym – do bycia Jego przyjacielem. „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi” (Rz 14, 7-9).

Jaka przyszłość czeka Europę, Europę bez dzieci, oferującą ludziom cierpiącym (nie tylko w podeszłym wieku) eutanazję, Europę bez korzeni, wymazującą gumką jej chrześcijańskie korzenie? Nie, właściwe Europa nie zapomina o swoich korzeniach, ona je widzi i je z pasją wyrywa. Zatem jakie jutro czeka – zdaniem Waszej Eminencji – Europę?

Już od czasów oświecenia i krytyki religii pozytywistyczno-agnostyczne myślenie w socjologii i psychologii kusi Europę utopią „humanizmu bez Boga”, który przekształcił się w nihilizm lub transhumanizm czy posthumanizm. Jest to świadome przeciwstawienie się chrześcijańskiej wierze w stworzenie człowieka na obraz i podobieństwo Boga.

Zadaniem ustanowionych przez Chrystusa pasterzy i wszystkich chrześcijan, odznaczających się naturalnymi talentami i charyzmatycznymi darami, jest bycie „znakami czasu”, a zatem dostrzeganie i analizowanie obecnej sytuacji duchowej, społecznej, kulturowej i politycznej, a także interpretowanie jej „w świetle Ewangelii” (Gaudium et spes ). Na drodze swojej ziemskiej pielgrzymki Kościół Chrystusowy nie może jednak stanowić ani wiernego, ani skrzywionego odbicia swojej epoki. Musi natomiast obserwować siebie i ludzi w świetle Chrystusa, nawracać się i odnawiać.

Sobór Watykański II tak sformułował swoje pragnienie: „Światłością narodów jest Chrystus, dlatego obecny Sobór święty, zgromadzony w Duchu Świętym, gorąco pragnie oświecić wszystkich ludzi Jego blaskiem jaśniejącym na obliczu Kościoła, głosząc Ewangelię wszelkiemu stworzeniu.” (Lumen gentium 1). Przy wszystkich duchowych i praktycznych zmianach warunków naszego życia podstawowe pytania egzystencjalne o sens ludzkiego istnienia w życiu i śmierci, w cierpieniu i nadziei wciąż przekraczają nasze ziemskie granice.

Sobór Watykański II tak sformułował swoje pragnienie: „Światłością narodów jest Chrystus, dlatego obecny Sobór święty, zgromadzony w Duchu Świętym gorąco pragnie oświecić wszystkich ludzi Jego blaskiem jaśniejącym na obliczu Kościoła, głosząc Ewangelię wszelkiemu stworzeniu.” (Lumen gentium 1). Przy wszystkich duchowych i praktycznych zmianach warunków naszego życia podstawowe pytania egzystencjalne o sens ludzkiego istnienia w życiu i śmierci, w cierpieniu i nadziei wciąż przekraczają nasze ziemskie granice.”

Słowo Trójjedynego Boga, stanowiące źródło, sens i cel każdego człowieka, odróżnia Kościół Chrystusa od przemijających celów wszystkich światowych instytucji. On wierzy, „że Chrystus, który za wszystkich umarł i zmartwychwstał, może człowiekowi przez Ducha swego udzielić światła i sił, aby zdolny był odpowiedzieć najwyższemu swemu powołaniu (…)” (Gaudium et spes 10).©

Tłumaczenie i korekta: Patrycja Malicki, https://patrycja-malicki.com

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części wywiadu bez zgody wydawcy zabronione. [kontakt]

Subskrybuj za darmo

Nie przegap żadnej historii dzięki powiadomieniom

Najnowsze

Czytaj także

Polecamy