W ostatnich dniach Unia Europejska, a szczególnie Francja i Niemcy, wystąpiły z apelem do Komisji Europejskiej o podjęcie działań w celu ochrony wyborów przed zagraniczną ingerencją. Apel koncentruje się na przeciwdziałaniu dezinformacji, zwłaszcza na platformach internetowych, z Twitterem (teraz X) i TikTokiem na czołowej pozycji. Kluczowym punktem jest wykorzystanie Aktu o Usługach Cyfrowych (DSA), który zobowiązuje duże platformy do moderowania treści i usuwania szkodliwych materiałów, takich jak mowa nienawiści czy rasizm. Komisja Europejska wzywana jest do stworzenia instytucji, która zajmie się kontrolowaniem obcej manipulacji i „ingerencją w wybory, zwłaszcza w kontekście rosnącego wpływu Rosji i Chin”.
„Wzrastające zagrożenia związane z obcą ingerencją i zakłóceniami debat publicznych podczas kluczowych wydarzeń wyborczych stanowią bezpośrednie wyzwanie dla naszej stabilności i suwerenności” – brzmi fragment listu, który widział Reuters. „Ostatnie incydenty wymagają pilnych i zjednoczonych działań na rzecz ochrony nadchodzących wyborów w UE” – podano w piśmie.
Jednak ten pomysł budzi poważne wątpliwości. Zamiast skupić się na realnych zagrożeniach, takich jak zastraszanie, szpiegostwo czy destabilizacja polityczna, UE zdaje się koncentrować na jednej osobie – Elon Musk, właściciel X, stał się głównym celem ataków. Ostatni wywiad Muska z przedstawicielką niemieckiej partii AfD oraz obawy związane z rosnącą popularnością skrajnie prawicowych partii, które zyskują w Europie, wywołały falę krytyki. Zamiast skoncentrować się na wzroście gospodarczym i eliminowaniu realnych zagrożeń, Komisja Europejska chce wprowadzać jeszcze większą kontrolę nad internetem, co może łatwo przerodzić się w cenzurę.
UE proponuje, by to ona decydowała, co jest „szkodliwe” i co powinno zostać usunięte z internetu. Gdzie w takim przypadku leży granica między ochroną demokracji a tłumieniem wolności słowa? Każda ingerencja w przestrzeń publiczną, szczególnie w internecie, może szybko przerodzić się w cenzurę, która zacznie tłumić niewygodne opinie.
Warto zadać pytanie, czy naprawdę chcemy, aby rządy UE mogły decydować, co jest „dezinformacją”, a co nie? Historia pokazuje, że zbyt daleko posunięta cenzura może stać się narzędziem politycznym, wykorzystywanym do tłumienia głosów opozycji.
W obliczu rosnącego wpływu zewnętrznych sił, Unia Europejska powinna chronić demokrację, ale nie kosztem wolności słowa. Niezależność opinii publicznej, a także różnorodność głosów w przestrzeni cyfrowej, to fundamenty współczesnej demokracji. Kiedy zaczniemy zamykać usta ludziom, tylko dlatego, że ich opinie różnią się od oficjalnej linii, wkroczymy na niebezpieczną ścieżkę, z której trudno będzie zawrócić.