Karol Nawrocki, kandydat PiS-u na prezydenta (żaden tam obywatelski), zaproponował swoim kontrkandydatom, aby na czas toczącej się kampanii wyborczej wzięli urlopy bezpłatne. Sam jednocześnie zadeklarował, że od stycznia przyszłego roku (a więc w momencie, kiedy to marszałek Sejmu ogłosi termin wyborów) zawiesi swoją działalność w IPN i poświęci się trudom kampanii. Jest to uczciwe postawienie sprawy, bo naprawdę trudno byłoby rozdzielić obie funkcje: prezesa IPN i kandydata na najwyższy urząd w państwie.
Transparentność w życiu publicznym jest dla mnie najważniejsza. Dlatego z dniem zarządzenia przez marszałka Sejmu wyborów, natychmiast pójdę na urlop w IPN. O podobną decyzję apeluję do moich konkurentów. pic.twitter.com/fD2nlkHsF1
— Karol Nawrocki (@NawrockiKn) November 29, 2024
Czy np. odebranie telefonu w godzinach pracy i udzielenie dziennikarzowi odpowiedzi na tematy związane z toczącą się kampanią byłoby nieuprawnionym korzystaniem z publicznego grosza? Oczywiście, że tak. Dlatego też rozdzielenie tych dwóch funkcji jest deklaracją jasną, przejrzystą i – zdawałoby się – do zaakceptowania przez kontrkandydatów. Stało się jednak inaczej. Rafał Trzaskowski zapowiedział, że na żaden urlop się nie wybiera i zamierza połączyć funkcję prezydenta Warszawy z trudami kampanii. Istnieją dwie możliwości: albo mamy do czynienia z człowiekiem z tytanu (bo już nie z żelaza, które okazało się teczką TW), który potrafi „rozciągnąć” dobę do 25 godzin, albo z człowiekiem, któremu zwyczajnie żal comiesięcznej wypłaty, bo przecież musiałby wziąć urlop jak najbardziej bezpłatny.
Inaczej sytuacja ma się z p. Markiem Jakubiakiem, który jest prywatnym przedsiębiorcą i co robi ze swoimi pieniędzmi, jest jego prywatną sprawą. W godzinach pracy może wykonywać dowolne fikołki, przewrotki w przód i do tyłu. Jeżeli to przynosi firmie zysk, to dziękować Bogu i prezesowi. Albo odwrotnie. Natomiast panowie: Nawrocki, Hołownia i Trzaskowski są opłacani z naszych pieniędzy i to, co robią w godzinach pracy, to wcale nie jest ich prywatną sprawą! Jeżeli najęli się do jakiejś funkcji, to muszą swoje zadania realizować z najwyższą starannością i nie mogą rozpraszać swojej uwagi na działania poboczne, które nie są związane z pracą, za którą otrzymują wynagrodzenie.
Magistrat warszawski zatrudnia ponad 7 tysięcy urzędników – więc jest to duża „firma”. Znam kilku prezesów, którzy zatrudniają stukrotnie mniej pracowników niż p. Trzaskowski, i gdybym im dzisiaj powiedział, że teraz mieliby dodatkowo startować do rady powiatu X, to by mnie „zabili śmiechem”, a kości przekazali do Bacutilu (firma zajmująca się produkcją paszy dla zwierząt). Firma zatrudniająca 70 osób wymaga maksymalnego skupienia, wiele uwagi i poświęcenia „czasu prywatnego”. Powiedzmy sobie szczerze – taki prezes nie ma w swoim kalendarzu pozycji „czas prywatny”, bo jemu praca i życie prywatne zlewają się w jedną wielką całość. Tymczasem Rafał Trzaskowski potrafi to podzielić – jak wytrawny masaż – dokonać rozbioru półtuszy wieprzowej. Mistrz!
Jedna ze stacji radiowych zapytała swoich słuchaczy, czy Trzaskowski powinien iść na urlop. Ponad 77 procent powiedziało, że tak. Większość nie musi mieć racji, a nawet jej nie ma, zwłaszcza kiedy taka opinia wchodzi na kurs kolizyjny z comiesięcznym przelewem na konto.