„Samotność – cóż po ludziach[…]” (Adam Mickiewicz, „Dziady”, Scena 2 Improwizacji) i dalej: „[…] Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha / Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?” Zacząłem dość pompatycznie fragmentem z jednej z najważniejszych lektur obowiązkowych w PRL-owskiej szkole średniej. Nie dość tego, że trzeba było przeczytać – bo odpytywali – to jeszcze wymagali, żeby nauczyć się na pamięć zupełnie sporej części „Wielkiej Improwizacji”, podobnie zresztą jak i „Inwokacji” z „Pana Tadeusza” (tym razem w całości) również autorstwa Adama Mickiewicza: „Litwo! Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie” itd. itd.
To doświadczenie oraz bardzo wysoki poziom nauk ścisłych w tamtym czasie pozwolił mi (jak i wielu moim rówieśnikom) wytworzyć całkiem sprawny aparat poznawczy (analityczny) do oceny nie tylko poezji narodowej, ale również historycznych i bieżących wydarzeń politycznych. A piszę o tym w tej reminiscencji sprowokowany treścią części wpisów i komentarzy do moich trzech ostatnich postów: o „zamachu stanu”, o „przerażeniu” i o „deregulacji”.
Samotność, którą przywołałem na wstępie, nie doskwiera mi osobiście. Wręcz przeciwnie, mogę cieszyć się bogatym życiem rodzinnym i towarzyskim. Samotność, w tym kontekście, jest udziałem wielu moich dyskutantów, którzy bez instrukcji płynących z „przekazu dnia” tej lub innej TV, czują się pogubieni i co najmniej intelektualnie porzuceni, czyli osamotnieni.
Cynik by powiedział „cóż po ludziach”, skoro chcą być niesamodzielni i pogubieni, to niech sobie będą. Ostatecznie to już Gnaeus Domitius Ulpianus – prawnik rzymski żyjący na przełomie II i III wieku po Chrystusie – stwierdził, że „chcącemu krzywda się nie dzieje”. Tylko, czy ci chcący mają świadomość, co się dzieje?
Na pewno wali im się na głowę świat, który dotychczas znali, a przemówienie w Monachium J.D. Vance – wiceprezydenta USA w ostatni weekend, zadziałało jak cios nokautujący wymierzony w nieprzygotowanego na uderzenie zawodnika. Tylko czy cokolwiek z tego co powiedział Vance jest nieprawdziwe, albo nie jest naszym doświadczeniem?
„Nic tak nie gorszy jak prawda”, trafnie zauważył ponad pół wieku temu Stefan Kisielewski „Kisiel”. Stąd pewnie tak powszechne zgorszenie, szczególnie „na salonach” Warszawy, Brukseli, Berlina, Paryża i innych stolic.
Choroba ta, tj. uporczywa niezdolność do rozpoznania rzeczywistości, jest niestety również udziałem sporej części moich rodaków, w tym niektórych znajomych, których lubię i szanuję. Cóż, należy mieć nadzieję, że kiedy nastanie świt, to może i otrzeźwienie wróci. Ostatecznie nawet największy kac nie trwa dłużej niż dwa dni. Wiem to od znawców tematu – wybitnych koneserów, i z literatury.
* tytuły pochodzą od redakcji