Noc z piątku na sobotę. Tychy, Pszczyna, Wodzisław i inne miejscowości jednego z 16 polskich województw. Spokojne, uśpione domy. Gdzieniegdzie w oknach palą się światła – ktoś obchodzi urodziny, kto inny czyta książkę. Ulicami wracają do domów pracownicy drugiej zmiany, ktoś wyszedł na spóźniony spacer z psem, na ławce siedzi para zakochanych, którym trudno się rozstać. Kiedy nastanie ranek część mieszkańców z uwagą spojrzy na niebo, wypije szybką kawę przed pracą, uda się na zakupy albo spakuje ostatnią torbę i wyruszy na zasłużone wakacje… Zwykłe, codzienne życie Polaków.
Nie tak to wyglądało sto pięć lat temu. Wszystko było wtedy inaczej.
Skazani na porażkę
Nad Śląskiem niebo zasnuły chmury – i to wcale nie z powodu deszczowej pogody. Atrakcyjny gospodarczo region zamieszkiwała w większości polskojęzyczna ludność, choć odsetek Niemców był spory. O przynależności do jednego lub drugiego kraju zdecydować miał plebiscyt – tak chciał Wersal, pomimo sprzeciwu delegacji polskiej. Sytuacja była trudniejsza i bardziej napięta, niż dziś może nam się wydawać. Polacy zamieszkujący Śląsk mieli poczucie krzywdy – nie tylko z racji agresywnej germanizacji ziem w czasie zaborów i niesprawiedliwości, jaką był w ich oczach plebiscyt – o jego przeprowadzeniu zdecydowało poparcie niemieckich racji przez stronę brytyjską. Również dlatego, że działająca na tym terenie niemiecka Straż Graniczna (Grenschutz) dopuszczała się jawnie antypolskich aktów nienawiści. Jak zwykle, gdy w powietrzu wisi konflikt, wystarczy iskra, by nastąpił wybuch. Tą iskrą stała się przemoc, użyta 15 sierpnia 1919 r. przez niemieckie wojsko wobec strajkujących górników z kopalni „Mysłowice”, którzy domagali się wypłaty zaległych wynagrodzeń. Tragiczny bilans ofiar to 9 mężczyzn, 2 kobiety i 13-letnie dziecko. Potem wydarzenia potoczyły się lawinowo: Polacy w nocy z 16 na 17 sierpnia chwycili za broń. Po czasie historycy nazwą ten zryw I Powstaniem Śląskim. Niestety, zakończonym całkowitą klęską, i to już kilka dni po wybuchu.
Powodem był brak przygotowania – nawet polityczne i militarne cele powstańców nie zostały przez nich właściwie skonkretyzowane. Nie można walczyć, nie mając planu walki – lub mając mglisty, nieprzystający do sytuacji, niewspółmierny do możliwości i środków. Ogólne pragnienie, by Śląsk należał do Polski, to za mało. Potrzeba obrony robotników, wyzyskiwanych od lat przez niemieckich właścicieli wielkich zakładów przemysłowych, była chlubną sprawą – ale w bitwach nie stają naprzeciw siebie wartości i ideały, lecz żołnierze i broń. A tych Polakom brakowało. Nie otrzymali też wsparcia ze strony Warszawy – borykającej się z nędzą całego, dopiero co odrodzonego kraju, z przerażeniem patrzącą na nadciągającą ze Wschodu sowiecką dzicz i w dodatku zmuszoną do bierności postanowieniami traktatów międzynarodowych. Jakakolwiek pomoc, udzielona Powstańcom, mogłaby skutkować zaprzepaszczeniem wszystkiego, o co w Wersalu walczyła delegacja polska.
W oczekiwaniu na zwycięstwo
Zachowana z tamtego czasu fotografia przedstawia mężczyzn w różnym wieku, w bardzo różnych nakryciach głowy, w ubraniach, którym daleko do regularnego, wojskowego umundurowania. Stoją dumnie, prezentując prymitywną broń. Głowy skierowali w różne strony. I chociaż tego nie wiemy, możemy przypuszczać, że większość z nich myślami jest w swoich domach, przy żonie i dzieciach. Kto wie, czy nie zastanawiają się, jaką przyszłość wywalczą dla synów i córek, czy będą mogli żyć w granicach Ojczyzny, czy znów pod obcym panowaniem – a może za harde marzenia przyjdzie zapłacić wysoką cenę – w postaci przymusowej emigracji z ukochanej, śląskiej ziemi.

Ostatecznie zwyciężyli. Nie w pierwszym zrywie. Potrzebne były jeszcze dwa, już lepiej przygotowane i sprawniej przeprowadzone. Jeszcze niejedno życie kosztował ten konflikt, niejedna rodzina opłakiwała syna, ojca, męża i brata. Kontrowersyjny plebiscyt, nieuczciwe metody niemieckiej strony, dwa lata uporu oraz krwawych potyczek i walk. I dopiero 1921 rok przyniósł przyznanie Polsce sporej części Górnego Śląska z – co ważne – najważniejszymi gospodarczo terenami.