Zbigniew Ziobro, ani dla mnie brat, ani swat. Człowiek ciężko chory, co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości. Ten cały chocholi taniec wokół niego (łącznie z groźbą zakucia w kajdanki) napawa obrzydzeniem, rzy… znaczy wymiotować się chce. To całe widowisko nie jest dla ludzi o słabych nerwach. W tym spektaklu kreatura podpiera kreaturę.
Ad rem. 16 marca Zbigniew Ziobro opublikował w mediach społecznościowych swoje zdjęcie na szpitalnym łóżku i poinformował o chorobie nowotworowej. „Hejt czy sugestie symulacji są tu naprawdę nie na miejscu. Skoro nie naruszę już tajemnicy lekarskiej, pan minister nie symuluje, wyhamujcie w komentarzach, serio” – napisał wówczas na portalu X lekarz Jakub Kosikowski.
Wpis nie spodobał się Okręgowej Radzie Lekarskiej w Krakowie, której władze – prezes Robert Stępień oraz wiceprezes Andrzej Matyja – złożyli skargę do rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Prof. Matyja w rozmowie z Rynkiem Zdrowia tłumaczył, że jeżeli lekarz publicznie ujawnia stan chorobowy pacjenta, nawet kiedy miał jego przyzwolenie, jest to niezgodne z kodeksem etyki lekarskiej.
„Doktor Kosikowski swoim postępowaniem stanął w obronie dobrego imienia pacjenta – w tym przypadku mnie – i to w obliczu medialnej nagonki oraz hejtu. Jego postawa, jako osoby wykonującej zawód zaufania publicznego, powinna być doceniona, a na pewno nie może stanowić podstawy do wszczynania postępowania dyscyplinarnego” – ripostował minister Ziobro.
Teraz będą cisnąć doktora Kosikowskiego. Bo wiecie, rozumiecie – nie pacjent i nie żaden lekarz, który ma zgodę pacjenta, jest dysponentem wiedzy o jego stanie zdrowia. Są inne – ważniejsze – organy, w których zasiadają CZŁONKOWIE i to CZŁONKOWIE decydują, co wolno, a czego nie wolno. Wola wolnego człowieka się nie liczy! Doktor Kosikowski mógł oczywiście rozprawiać o zdrowiu min. Ziobry, ale tylko… do poduszki. Kiedyś rozmawiałem z monarchistą i ten powiedział mi, że razem z królem odebrano nam wolność. Pomyślałem: wariat! I kto tutaj jest teraz wariatem?
Panowie Stępień i Matyja zapewne są lekarzami od nóg i niech przy nogach zostaną, a głów sobie nie zaprzątają. Alosza Andrejew, piosenkarz wybitny, powiedział kiedyś: „Tradycyjnym nosicielem głupoty w kawałach jest oczywiście, niestety, Rosjanin. Niestety, bo sam jestem Rosjaninem z pochodzenia i twierdzę, że nie jest to bezpodstawne”. Och, panie Andrejew, znalazłbym jeszcze kilku utytułowanych Polaków…