13.4 C
Gdynia
piątek, 20 września, 2024

Wychowanie patriotyczne albo gender!

Share

Trudno wyczuć, w jaki sposób Władysław Kosiniak-Kamysz będzie chciał kształtować w młodych ludziach postawy patriotyczne. Ale po ośmiu latach rządów PiS taka zapowiedź PSL musi wzbudzać niepokój – oto krótki wstępniak z „Rzeczpospolitej” do artykułu o pomyśle PSL dotyczącego wychowania patriotycznego, które ma być prowadzone (jeszcze nie wiadomo jak) w szkołach. Samo wrzucenie pomysłu wychowania patriotycznego zmroziło świat liberalno-lewicowy, który właśnie szykuje się (w szkołach) do genderowej rewolucji i jakieś wychowanie patriotyczne jest im potrzebne jak drzazga pod paznokciem.

Rzadko zgadzam się z liderem PSL, ale tym razem jestem ZA a nawet ZA do kwadratu. Dlaczego? Formowanie narodu (tak, nie bójmy się użyć tego słowa) jest procesem długofalowym i wielopoziomowym. Długofalowym, bo zaczyna się od najmłodszych lat (w formie zabawy), a kończy, gdy przymykane jest wieko trumny (i starzec może być groźny, gdy potrafi nacisnąć spust). Czasami nawet po śmierci człowiek – dorobek jaki po sobie zostawił – odgrywa rolę narodowotwórczą (patrz dzieła naszych Wieszczy, genialnych Kompozytorów, czy wreszcie dokonania harcerzy z Batalionów „Parasol” czy „Zośka”). Oni wszyscy  już nie żyją, a nadal inspirują polską elitę (nie mylić z politykami). Jest to proces również wielopoziomowy, bo swoją rolę powinny odgrywać w nim: rodzina, szkoła, wojsko, Kościół oraz polityka historyczna państwa. Najlepszym przykładem jest tutaj Pokolenie Kolumbów, które dwaj okupanci ścigali i z pasją mordowali, bo wiedzieli, że oni niosą w sobie Polskę. Dopóki oni żyją – Polska też żyje.

I teraz przejdźmy do tego wychowania patriotycznego. Już kiedyś napisałem, że jeżeli Polacy nie będą chcieli walczyć, narażać swojego zdrowia i życia dla Rzeczpospolitej, to Kosiniak-Kamysz i każdy inny minister obrony narodowej może kupić dla wojska co mu tylko w duszy zagra: rakiety, czołgi, helikoptery, a nawet stację kosmiczną lub bazę na Księżycu. Do tego wszystkiego potrzebny jest operator, który potrafi to wszystko sprawnie obsłużyć i jest gotowy poświęcić swoje życie (a jeszcze lepiej życie przeciwnika), by bronić swojej ojcowizny, a w szerszej perspektywie Ojczyzny. Obywatel musi wiedzieć czego broni i wierzyć, że chroni wartości ważniejsze niż jego własne życie. I ta wiedza nie bierze się znikąd: ona jest przekazywana przez wyżej wymienione instytucje i jest również wypadkową doświadczeń na linii państwo-obywatel. Inaczej rzecz ujmując, państwo chroni i dba o obywatela w czasie pokoju, obywatel ma obowiązek bronić państwo w czasie, kiedy ono znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Słyszałem głosy już zatroskane o los „indoktrynowanych” dzieci, które będą (chyba) uczone Roty czy też (dajmy na to) wiersza Władysława Bełzy „Katechizm polskiego dziecka”. Tak, to może szokować progresistów, którzy już ubierają szpilki na owłosione kopyta, by nieść dzieciom nową nowinę (jakże ważną i niezbędną wiedzę), że pan z przyrodzeniem też może czuć się kobietą i ma niezbywalne prawo urodzić dziecko, o czym już wcześniej anonsowali genialni wizjonerzy z Monty Pythona. Prorocy naszych czasów!

Rzeczywistość stała się bardziej absurdalna niż ich skecze. Panu ministrowi Kosiniakowi- Kamyszowi życzę szerokiej drogi, bo jeżeli Rzeczpospolita ma kiedyś mieć kim walczyć, to właśnie rozpoczyna pan pierwszą bitwę. Wewnętrzną bitwę.  

Subskrybuj za darmo

Nie przegap żadnej historii dzięki powiadomieniom

Najnowsze

Czytaj także

Polecamy