13.4 C
Gdynia
piątek, 20 września, 2024

Zmierzch cywilizacji!

Share

Zbigniew Herbert, książę polskich poetów pisał: „Podstawowym obowiązkiem intelektualisty jest myśleć i mówić prawdę. (…) Myśleć to znaczy zastanawiać się nad tym, kim jesteśmy i jaka jest otaczająca rzeczywistość. Oznacza to siłą rzeczy odpowiedzialność za słowo”. No, ale Herbert pisał o intelektualistach a nie o politykach. Ci ostatni słowo mają za nic! A i to za dużo powiedziane.

Nie dalej jak wczoraj pisaliśmy o festiwalu oskarżeń pod adresem PiS, a więzienia świecą pustkami, znaczy panuje tam zasadniczo tłok że aż, ale pisiorów jak na lekarstwo. Tak więc mamy do czynienia albo z niekończącym się koncernem życzeń bez pokrycia, albo czeka nas już za niedługo fala masowych aresztowań. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że pierwszy wariant jest bardziej prawdopodobny, zwłaszcza, że już przećwiczony bojem.

Taki status jest logiczną konsekwencją stanu braku odpowiedzialności za słowo. Bo jeżeli X twierdzi, że Y dopuścił się szeregu poważnych przestępstw, to Y (oczywiście sąd musi wyrazić na to zgodę) powinien trafić do aresztu. Jeżeli jednak tam nie trafia, to jego miejsce powinien zająć X za pomówienia. Albo, albo. W sytuacji, w której politycy zarzucają się oskarżeniami bez widocznych konsekwencji, ludzie oglądający ten spektakl coraz mniej rozumieją. Może właśnie o to chodzi, bo jeżeli mniej rozumieją, pozostaje im wówczas jedynie wiara w swojego guru, swoje TVN lub swoją Republikę.

Gdzie po raz pierwszy poważnie przećwiczyliśmy oskarżenia bez żadnych praktycznie konsekwencji prawnych? Pamiętacie państwo ministra Andrzeja Milczanowskiego, który z trybuny sejmowej oskarżył urzędującego premiera o zbrodnię szpiegostwa? Kto za to odpowiedział? Premier Oleksy poszedł do więzienia – nie! Andrzej Milczanowski trafił za kratki – nie! Co prawda premier Oleksy złożył dymisję z funkcji Prezesa Rady Ministrów, ale przecież nie o tym piszę. Kto poniósł konsekwencje karne? Nikt! Ot ktoś tak pstryknął sobie palcami, ktoś inny spuścił kurtynę, światło zgasło, ludzie opuścili widownię, korytarze politycznego teatru wymarły. Ale ludziom przez kilka miesięcy ping-pong skakał.

Prof. Ewa Badyda z Uniwersytetu Gdańskiego pisała:

 „Z samej natury aktu komunikacji wynika założenie dążenia do porozumienia się. Intencja porozumienia wiąże się z jawnością, przy spełnieniu tych warunków mamy więc do czynienia z perswazją. Komunikacja perswazyjna z natury swojej musi przyjąć istnienie wspólnoty celów, zbliżenie racji oraz maksymalne uzgodnienie zasad gry językowej. Jest swego rodzaju „jawnym kontraktem”. Jednokierunkowe, skryte dążenie do osiągnięcia zamierzonego i nieujawnionego rezultatu wyklucza porozumienie”.

Która siła polityczna zmierza drogą jednokierunkową, czy tylko jedna formacja dąży do nieujawnionego rezultatu i wyklucza porozumienie? I dlaczego nie ma jednego wspólnego mianownika – celu jakim jest dobro Rzeczpospolitej, rozumianego nie jako interes tej czy innej partii ale całego narodu? Na to pytanie każdy musi we własnym sumieniu, korzystając z szarych komórek – sam sobie odpowiedzieć.

Tymczasem w Sejmie jakaś komisja wzywa ciężko chorego byłego ministra na świadka. Barbaria w czystej postaci. Oto jesteśmy świadkami zmierzchu cywilizacji łacińskiej.

Subskrybuj za darmo

Nie przegap żadnej historii dzięki powiadomieniom

Najnowsze

Czytaj także

Polecamy