Telewizji Tuska (TVP/KO) nie oglądam, tak jak nie oglądałem TVP/PiS. Ostatnie lata dowodzą jedynie, że firma z ul. Woronicza powinna być już dawno zaorana, bo stanowi jedynie „zabawkę” w rękach aktualnie rządzących. „Zabawkę” – co warto podkreślić – finansowaną z naszych pieniędzy. Dość przypomnieć, że spółki mediów publicznych (bo nie tylko o samą TVP tu chodzi) za rządów Prawa i Sprawiedliwości mogły liczyć na wysokie rekompensaty z tytułu utraconych wpływów abonamentowych: 2,7 mld zł w samym 2023 roku. W tym roku to już 1,3 mld PLN. Także „zabawka” jest niezwykle kosztowna w utrzymaniu, zwłaszcza że aktualnie znajduje się w stanie „likwidacji” – cokolwiek to znaczy. Przy czym, o ile za rządów Zjednoczonej Prawicy ktoś jeszcze TVP/PiS oglądał, to teraz – przysłowiowy – pies z kulawą nogą tego oglądać nie chce. Powód jest prosty – zwolennicy Kaczyńskiego uciekli do TV Republika i wPolityce, a sympatycy KO nie musieli nigdzie uciekać, bo ich domem (rodzinnym gniazdem) jest TVN24, która nadaje całą dobę całą prawdę – tak jak ją ta stacja rozumie.
Do rzeczy. Jak można upaść twarzą na ziemię, a później zaryć jeszcze głębiej? Teoretycznie nie można, a jednak jak człowiek się stara, to i górę przeniesie. Zacznijmy od 2017 r., kiedy to p. Piotr Szczęsny podpalił się na Placu Defilad. Samobójca (zmarł 10 dni później) zostawił list, w którym krytycznie odniósł się do rządów Prawa i Sprawiedliwości. W swoim manifeście protestował m.in. „przeciwko ograniczaniu wolności obywatelskich, łamaniu konstytucji i zasad demokracji, niszczeniu przyrody, a także dyskryminacji mniejszości, marginalizacji roli Polski na arenie międzynarodowej oraz używaniu w debacie publicznej języka nienawiści”. Nic więc dziwnego, że ówczesna opozycja wyniosła śp. Szczęsnego na cokoły.
Oto fragment dyskusji, która się wówczas przetoczyła przez Polskę: Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” nie ma wątpliwości, że o Piotrze będziemy się kiedyś uczyć w szkołach. Ojciec Grzegorz Kramer dziękował mu za odwagę, a pułkownik Adam Mazguła nie miał wątpliwości, że to czyn większy niż poświęcenie Chrystusa („Jakże groteskowa wydaje się wymuszona śmierć na krzyżu zbawcy świata w obliczu tego samospalenia”). Źródło: link
Mediom nie uszło uwadze, że p. Piotr Szczęsny cierpiał na depresję. „Sam nie chciał, by wiązać jego czyn z chorobą. Chciał, by interpretowano to samospalenie jednoznacznie – jako akt czysto polityczny, krzyk protestu, manifestację przeciwko pisowskim rządom” – czytamy w materiale z tamtych lat. Sprawa musiała być wyjątkowo nabrzmiała, skoro specjaliści psychiatrzy wydali wówczas obszerne oświadczenie, w którym napisano m.in.: „W ostatnich tygodniach w mediach pojawiły się liczne publikacje opisujące publiczny akt samopodpalenia. Jedni autorzy gloryfikują zachowanie mężczyzny, przedstawiając jego śmierć jako bohaterski akt polityczny, drudzy – deprecjonują je, podkreślając jego chorobę psychiczną. Polaryzowanie w mediach ocen zachowania samobójczego prowadzi często do wzajemnego oskarżania i konfliktów. W skrajnych przypadkach może przyczynić się do naśladowania tej tragicznej śmierci”.
Sprawa, przykryta mchem czasu, przycichła i mało kto o niej pamiętał, gdy w grudniu ubiegłego roku Donald Tusk w czasie swojego exposé odczytał w Sejmie manifest samobójcy.
Tropem premiera posłusznie ruszyła jedna z dziennikarek (sarenka dwojga nazwisk) telewizji reżimowej, która 1 listopada zaprosiła do rozmowy wdowę po Piotrze Szczęsnym. Dziennikarka jest nad wyraz przewidywalna, cel ma jasno wytyczony: przywalić PiS z półobrotu. I to się jej zasadniczo udaje, bo dobiera sobie tak rozmówców, by jej się nie odwinęli. A ciekawym byłoby porozmawiać o jednym z postulatów „Szarego Człowieka” (jak o p. Szczęsnym mówili ówcześni politycy opozycji), który zapisał w swoim liście, później odczytanym w Sejmie przez premiera Tuska. Brzmiał on tak: Protestuję przeciwko całkowitemu ubezwłasnowolnieniu telewizji publicznej i niemal całego radia, i zrobieniu z nich tub propagandowych władzy. Prawda, że mogłoby być w programie ciekawie?
Albo pochylić się nad innym listem. Człowiek też się podpalił, tyle że w 2011. List był adresowany do polityka PO – Donalda Tuska. Napisane było w nim tak: ”Szanowny panie premierze, piszę do pana już po raz kolejny jako obywatel tego chorego kraju i jako ojciec trójki małoletnich dzieci, któremu pan i pana urzędnicy zniszczyli całe dotychczasowe życie. Piszę do pana już po raz ostatni, gdyż nie wierzę, że odniesie to jakikolwiek skutek. Chcę jednak, aby pan wiedział, że liczyłem na to, że nie jest pan kłamcą i hipokrytą, ale normalnym człowiekiem, szanującym prawo, a przede wszystkim ojcem kochającym swoją rodzinę. Widzę jednak, że żądza władzy zniszczyła w panu wszelkie wartości i ludzkie cechy, którymi tak się pan chwalił w trakcie kolejnych kampanii wyborczych”.
Tak na serio wcale nie domagam się, by TVP/KO robiła tego typu wywiady, bo to kwestia smaku, poruszania się po granicy rzeczy ostatecznych, które nie powinny być przedmiotem politycznej młócki. Niczego nie wymagam i chciałbym, aby każda telewizja utrzymywała się sama: z datków, reklam, abonamentu. Nie chcę utrzymywać żadnych funkcjonariuszy partyjnych (bez względu na to, jaką podszewkę noszą), by za moje pieniądze sobie redaktorowali i żyli jak pączki w maśle. Żyjcie sobie jak pączki, ale na wolnym rynku.
Z nich tacy redaktorzy jak z koziej d… trąba. Za co kozy serdecznie przepraszam.