Po wyborach w USA warto przyjrzeć się kilku sprawom pod ogólnym hasłem — jak do tego doszło i co z tego wynika?
Co z tego wynika, widać już szybciej, niż można było przypuszczać. Doszło bowiem do politycznego „trzęsienia ziemi” w Niemczech, gdzie zerwana została umowa koalicyjna. W tradycji niemieckiej demokracji (cokolwiek dla kogo to oznacza), nie jest to wydarzenie błahe. W latach osiemdziesiątych miała miejsce podobna sytuacja, kiedy liberałowie zerwali koalicję z socjalistami, zawiązując ją z chadekami, co otworzyło drogę do wieloletnich rządów Kohla po przegłosowaniu konstruktywnego wotum zaufania.
To wydarzenie ma ciekawy aspekt krajowy. Żądanie ustąpienia Scholza wyszło od lidera bawarskiej CSU, Södera, który stwierdził, że rozklekotana koalicja niemiecka nie może być partnerem dla Trumpa. Söder przypomniał nagle o znaczeniu więzów atlantyckich, podkreślając, że Niemcy mają odgrywać wiodącą rolę jako sprawdzony aliant. Melancholijnie podsumował, że „wieje inny wiatr”.
Tymczasem dwaj nasi wybitni politycy, Tusk i Sikorski, postanowili skopiować postawę Södera. Sikorski „przypadkiem” zauważył, że „wiatr historii wieje jeszcze mocniej”. Podobnie Tusk, który przestał mówić o europejskiej autonomii względem USA i objawił się jako przyjaciel Trumpa. Jednak ani jeden, ani drugi nie uchwycili istoty wypowiedzi swojego monachijskiego sojusznika. Problemem jest bowiem kompromitacja koalicji kierowanej przez Tuska, podobnie jak koalicji Scholza, oraz niezdolność do działania w interesie narodowym i okazywana, bardziej niż w Niemczech, wrogość wobec Trumpa i amerykańskich interesów.
Inaczej niż w przypadku Niemiec, działanie sprzeczne z interesami USA jest całkowicie tożsame z działaniem przeciwko interesom Polski, co nie zawsze jest oczywiste w relacjach niemiecko-amerykańskich. Przykłady? Proszę bardzo:
- Sprawa CPK – promowana przez Amerykanów nie tylko ze względu na znaczenie dla rozwoju Polski i jej pozycji w międzynarodowym obiegu gospodarczym, ale również jako potencjalne centrum logistyczne dla sił sojuszniczych w obliczu konfrontacji z Rosją. Atak Tuska, Trzaskowskiego i Sikorskiego oraz obstrukcja tego projektu jest uderzeniem w kluczowe interesy Polski i USA.
- Rozbudowa portu w Świnoujściu – projekt ten widziany był przez Tuska i jego środowisko wyłącznie jako zagrożenie dla niemieckich interesów w Rostocku i Hamburgu. Utrudnianie tej inwestycji godzi jednak w interesy obronne Polski, bo port w Świnoujściu stanowi kluczowe zaplecze zaopatrzenia wojennego w razie konfrontacji z Rosją.
- Projekty energetyki jądrowej – paraliż projektów dużych elektrowni jądrowych i mniejszych SMR Orlenu, budowanych przy współpracy z USA i Koreą, to nie tylko uderzenie w strategiczne interesy. W kontekście Zielonego Ładu, brak inwestycji jądrowych oznacza wyeliminowanie Polski jako stabilnego energetycznie gracza, co osłabi jej pozycję gospodarczą w Europie.
Tusk, widząc gwałtowną reakcję niemieckich sojuszników, zdecydował się na nagły zwrot o 180 stopni i próbę nawiązania kontaktu z Trumpem. Problem jednak w tym, że Tusk w ramach swojej koalicji może jedynie kontrolować jej wewnętrzne frakcje, a to prawdopodobnie wystarczy jedynie na pół roku, może rok. Więcej się z tego nie wyciągnie, a skutki dla Polski mogą być opłakane.
Świadomy tego, Tusk może rozważać start w wyborach prezydenckich, by uniknąć groźby politycznej marginalizacji i emigracji, co w wypadku zwycięstwa w wyborach zapewniłoby mu ochronę przed potencjalnymi konsekwencjami. Jak widać, Trump już sporo zamieszał, a to dopiero początek.