Któż nie pamięta tego powszechnego wzburzenia, które wezbrało w kraju nad Wisłą w lipcu ubiegłego roku, kiedy to pani Joanna z Krakowa miała nielegalnie przerwać ciążę, sygnalizując jednocześnie próbę samobójczą? Wezwani przez lekarkę policjanci zrewidowali ją i przesłuchali w szpitalu, co miało być koronnym dowodem na to, że została upokorzona przez państwo PiS. TVN „grzało” sprawę do czerwoności, politycy opozycji gorączkowo szukali sposobu, by publicznie „przejechać” się po brzuchach i ostatkiem sił wyszeptać swojemu wiernemu elektoratowi: „Za Joasię”. Walczące feministki namiętnie zażywały sole otrzeźwiające, gdyż co chwila traciły kontakt z ziemią, zresztą i bez tej historii ten kontakt był dość swobodny. Jednym słowem ARMAGEDON i niepojęta zgryzota.
Na kanwie przygód pani Joanny Donald Tusk, kolekcjoner ludzkich emocji, zapowiedział Marsz Miliona Serc, mówiąc wyraźnie wzburzony (jak to ma w swoim zwyczaju): „Ten wstrząsający obraz to coś więcej niż kolejny dramat Polki w państwie rządzonym przez PiS.” Aha, warto jedynie wspomnieć, iż samej pani Joanny na marsz nie zaproszono, bo i po co. Jak to mówią: „Murzyn zrobił swoje (w tym wypadku Afropolka), Afropolka może odejść.” Sama pani Joanna musiała w końcu zauważyć, że została brutalnie wyeksploatowana, a następnie porzucona. „Moja historia została wykorzystana do budowania politycznego kapitału i do przedwyborczej gry. […] Mam wrażenie, że w momencie, kiedy marsz został ogłoszony, to przestało chodzić o mnie czy o prawa reprodukcyjne kobiet, a najważniejsza stała się przepychanka z PiS-em” – stwierdziła. I było to jedyne sensowne zdanie, które usłyszałem z ust pani Joanny. Panią Joannę można obejrzeć tutaj: (Link), ale uczciwie ostrzegam, że tego się nie da odzobaczyć ani łatwo usunąć z pamięci. Kto odważny, niechaj ginie pierwszy, ale wpierw polecam kubek po brzegi pełen spirytusu. Uwierzcie Państwo – będzie łatwiej oglądać, a nagranie trwa dłuuuuuuuuugie 7 minut i 39 sekund, i nie bierze jeńców.
Ale cóż się teraz stało, że historię pani Joanny przypominamy dzisiaj? Otóż krakowski sąd oddalił powództwo pani Joanny wobec policjantów, którzy interweniowali w szpitalu. Uznano, że pani Joanna szukała rozgłosu i miała „interes prawny przedstawiania siebie jako ofiary brutalności policji, chociażby dla uzyskania odszkodowania.” Sąd stwierdził, że do zeznań kobiety, w świetle informacji o jej leczeniu psychiatrycznym, należy podchodzić z dużą dozą ostrożności. Także sprawa się rypła, daleko nie szukać głównych aktorów tego spektaklu, którzy dzięki m.in. historii pani Joanny sprawują dzisiaj stery władzy w Polsce.
Nie bez powodu w tytule materiału występuje znak „?”, gdyż mam świadomość, że w marszu nie wzięli udziału frajerzy, a przynajmniej nie sami frajerzy, których do żywego poruszyła historia pani Joanny. Każdy pretekst był dobry, by odsunąć PiS od władzy. Udało się, a że teraz okazało się, iż historia pani Joanny była patykiem na wodzie pisana, kogo to obchodzi? Może samą zainteresowaną, która subiektywnie czuje się pokrzywdzona… I tylko ją. Tusk swoje osiągnął.