Ostatnie dni przed Świętami. Na ulicach korki, nie można przejechać. W supermarketach przewalają się tłumy. Przy kasach ogromne kolejki, a nam tak bardzo się spieszy. Jeszcze nie kupiliśmy wszystkich prezentów, w domu też tyle rzeczy do zrobienia. Choinkę trzeba ładną znaleźć i przywieźć. Jeszcze gotowanie, pieczenie. Jak tu zdążyć z tym wszystkim? I zdenerwowanie narasta, i wybuchamy. I mamy żal do męża, do żony, do dzieci, że nie pomagają, że ich własne sprawy są dla nich ważniejsze.
„Marto, Marto troszczysz się i niepokoisz o wiele a potrzeba mało …”, takie słowa usłyszała od Jezusa jedna z sióstr, gdy ten w drodze po Galilei zatrzymał się u nich na chwilę, a ona tak bardzo się starała i szykowała, aby wszystko wyszło jak najlepiej.
To było już wiele lat temu. Zaokrętowałem na statek niedługo przed Świętami. Obsada tego statku, jak zwykle to bywa, była w pełni międzynarodowa. Marynarze na pokładzie i kucharz – to Rosjanie, starszy oficer – z Ukrainy, a bosman i starszy mechanik – z Cabo Verde. Ale na tym statku nie było załogi. To znaczy formalnie oczywiście była. Bo przecież bez załogi statek nie popłynie w morze. Ale ta załoga to byli poszczególni ludzie, zamknięci w sobie, którzy po wykonaniu wyznaczonej pracy zamykali się w swoich kabinach. Pewnie była to „zasługa” typowo pruskiego drylu, jaki panował na statku za poprzedniego kapitana.
Zbliżały się Święta. Nie czułem się jednak świątecznie, wręcz odwrotnie, byłem w dość przygnębiającym nastroju. W kraju Święta, szczególnie Wigilia, są tak bardzo uroczyste. Choinka, zastawiony stół, opłatek, życzenia, prezenty, no i przede wszystkim ta szczególna atmosfera, atmosfera jedynego takiego wieczoru w roku. I będąc w kraju, w domu, nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że nie wszędzie tak jest. Że nie w każdym kraju w tym dniu zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Bo żeby ten wieczór był taki szczególny, potrzebnych jest wiele bardzo prozaicznych spraw. Karp, uszka, barszcz i inne potrawy – i nie tylko potrawy, i nie tylko materialne rzeczy…. Jeśli cała polska załoga jest z Polski, to nie ma problemu. Wszyscy wiedzą, czym jest ten wieczór, i nawet kucharz zdoła coś przygotować, lepiej lub gorzej. A tutaj z Polski – tylko ja sam! Jak zrobić Święta? Jak przygotować Wigilię? Beznadziejna sprawa. Z ciężkim sercem, niemniej próbowałem coś robić. W magazynie znalazłem choinkę i postawiłem ją w mesie. Z ustrojeniem jej było gorzej, bo żadnych bombek nie miałem, niemniej pewien świąteczny element już był. Kucharz Rosjanin (Rosjanie niewiele wiedzą o naszej Wigilii, a jako prawosławni Święta obchodzą dwa tygodnie później) z moją sugestią przygotował rybę, zrobił ‘pielimieńje’, które miały służyć za uszka do barszczu, i upiekł ciasto. Wieczorem marynarze przyszli na kolację. Zanim usiedliśmy do stołu, złożyłem im świąteczne życzenia i podzieliłem się opłatkiem, który przywiozłem ze sobą z domu. Opowiedziałem im też o tym, jak ludzie w Polsce spędzają ten wieczór, i jak ważny jest dla nas gest dzielenia się opłatkiem przy życzeniach. Potem usiedliśmy do skromnej kolacji wigilijnej. Może nawet więcej niż skromnej. A po kolacji jeszcze przez chwilę siedzieliśmy przy lampce wina i rozmawialiśmy.
I wtedy czarnoskóry bosman z Cabo Verde powiedział: to była najpiękniejsza Wigilia na statku w moim życiu … I poczułem, że jednak są Święta. I że na statku znowu jest załoga.
„Marto, Marto troszczysz się i niepokoisz o tak wiele, a potrzeba mało”.