Od samego początku dziejów człowiekowi towarzyszy bolesna tajemnica zła. Już w Księdze Rodzaju czytamy: „Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się” (Rdz 6,5-7). Ten wstrząsający fragment mówi o naszej skłonności do grzechu, która rani nie tylko nas, ale i samego Boga. A jednak, mimo tej skłonności, Stwórca nie przestał nas kochać. W odpowiedzi na nasze upadki posłał swojego Syna, by ten przez swoją śmierć i zmartwychwstanie otworzył nam drogę powrotu do raju.
Chrystus przyszedł na świat, aby zwyciężyć śmierć i grzech, ofiarowując nam nadzieję na życie wieczne. To zwycięstwo już się dokonało, ale my wciąż zapominamy o tej prawdzie. Żyjemy, jakby nic się nie wydarzyło, nieustannie błądząc w labiryncie egoizmu i obojętności.
„…nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł? Macie oczy, a nie widzicie; macie uszy, a nie słyszycie?…”. (Mk 8, 17-18)
Tragedia śmierci ks. prałata Lecha Lachowicza, wieloletniego proboszcza parafii św. Brata Alberta w Szczytnie, wstrząsnęła nie tylko lokalną wspólnotą, ale także całą Polską. Kapłan, który całe swoje życie poświęcił głoszeniu zwycięstwa Chrystusa nad złem, został brutalnie zaatakowany we własnym domu parafialnym. Jego śmierć przypomina nam, że misja niesienia dobra jest często trudniejsza, niż moglibyśmy się spodziewać, a w świacie wciąż zdaje się triumfować zło.
Świadectwo nadziei w cieniu tragedii
Ks. Lech Lachowicz był nie tylko prałatem, ale i budowniczym – w sensie dosłownym i w wymiarze duchowym. Kierując parafią w Szczytnie przez ponad trzy dekady wzniósł kościół i plebanię, i stworzył wspólnotę wiernych, która dziś wspomina go jako człowieka głębokiej nadziei i niezłomnej miłości. Jego życie stało się świadectwem dobroci, która – choć cicha, ma moc zmieniać świat.
Zło brutalnie odpowiedziało na tę misję, zostawiając piętno bólu i straty. Jednak, jak przypomniał metropolita warmiński abp Józef Górzyński podczas pogrzebu: „Zło na pewno go nie zwyciężyło. On bowiem całym swoim życiem stanął po stronie zwycięzcy śmierci, piekła i szatana”. Te słowa budzą w nas pytanie: jak to możliwe, że w świecie pełnym deklaracji wiary i nadziei wciąż dochodzi do takich tragedii?
Dlaczego zło krzyczy głośniej niż dobro?
Dzisiejszy świat zdaje się być zdominowany przez przekaz zła. Przemoc, konflikty, skandale – te tematy przyciągają uwagę. Historie o cichej dobroci znikają w tłumie wiadomości o wojnach i morderstwach. Media, kierując się potrzebą zainteresowania odbiorców, rzadko eksponują opowieści o nadziei. Czy rzeczywiście bardziej interesuje nas zło niż dobro?
W psychologii mówi się o „negatywnym uprzedzeniu” – naturalnej skłonności człowieka do zwracania większej uwagi na zagrożenia niż na pozytywne wydarzenia. Kiedyś pomagało to naszym przodkom przetrwać. Dziś jednak ta skłonność przekształciła się w niezdrowe skupienie na sensacji. Tymczasem dane pokazują, że na świecie dzieje się również wiele dobra: ludzie angażują się w pomoc potrzebującym, wspierają się wzajemnie, walczą o pokój i sprawiedliwość. Ale te historie giną w cieniu krzykliwych nagłówków.
Misja miłości w trudnych czasach
Wspomnienie ks. Lecha Lachowicza przypomina nam, że chrześcijaństwo to nie tylko piękne słowa, ale przede wszystkim czyny. Miłość do drugiego człowieka jest trudna, bo wymaga przekraczania siebie – swojego egoizmu, gniewu, czasem nawet poczucia sprawiedliwości. Chrystus, wisząc na krzyżu, modlił się za swoich oprawców: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Czy my potrafimy naśladować tę postawę?
Arcybiskup Górzyński podczas uroczystości pogrzebowych ks. Lachowicza apelował do wiernych, by ich serc nie wypełniała nienawiść, lecz modlitwa – nawet za sprawcę tego brutalnego czynu. „Módlmy się za wszystkich zło czyniących o ich przemianę i uwolnienie od zła” – powiedział hierarcha. To wezwanie może budzić sprzeciw, ale w istocie jest głębokim przypomnieniem o tym, czym jest chrześcijaństwo: drogą miłości, nadziei i przebaczenia. Przecież sami swoimi grzechami przyczyniliśmy się do śmierci syna Bożego i oczekujemy od Niego wybaczenia naszych błędów.
Nadzieja, która nie zawodzi
Historia ks. Lecha Lachowicza jest również przypomnieniem, że zło nigdy nie ma ostatniego słowa. Chrystus zwyciężył śmierć i grzech raz na zawsze, a my, wierzący, jesteśmy wezwani, by żyć w świetle tej prawdy. Nie możemy pozwolić, by codzienny zgiełk i dramaty świata odebrały nam perspektywę wieczności.
Każdy z nas może stać się źródłem nadziei dla innych – w drobnych gestach codziennej dobroci, w słowach wsparcia, w budowaniu wspólnoty. Misja niesienia nadziei i miłości jest trudna, ale możliwa, jeśli pamiętamy, że nie jesteśmy w niej sami. Chrystus jest z nami – w każdej modlitwie, w każdym akcie miłosierdzia, w każdej łzie, która oczyszcza serce.
Refleksja na koniec
Świat pełen bólu i nienawiści potrzebuje nas – świadków , którzy mimo trudności będą budować mosty, a nie mury. Historia ks. Lecha Lachowicza to nie tylko tragiczne przypomnienie o kruchości życia, ale przede wszystkim wezwanie do działania. Żyjmy odważnie, budując lepszy świat – świat, w którym cicha nadzieja zwycięża nad krzykiem zła.
Chrystus już zwyciężył. Teraz nasza kolej, by na nowo otworzyć oczy i serca, aby dostrzec, że światło nadziei wciąż świeci – nawet w najciemniejszych chwilach. Bóg jest pośród nas – w każdej chwili, w każdym geście dobra, w każdej modlitwie i w każdej łzie wzruszenia, która budzi nasze sumienia.
„Każdego człowieka, którego spotkasz, oddawaj Mi, módl się i ofiaruj za niego, aby żadna chwila twego życia nie była zmarnowana”.