12 C
Gdynia
piątek, 20 września, 2024

Wojna! 1919 – 1921

Share

Nikt na nią nie czekał. Nikt nie tęsknił. Nikomu nie była miłą. A jednak przyszła – niechciana, nielubiana. Znienawidzona. Weszła na ulice polskich miast, których bruk pamiętał jeszcze stukot zaborczych buciorów. Na drożyny polskich wsi, po których tyle lat mknęły kibitki, by wywozić najlepszych synów tej ziemi na Wschód – na zawsze. Wtargnęła na place, które dopiero co rozradował widok tłuczonych pruskich orłów.

Odwracano od niej głowy. Nie chciano patrzeć na nią zza szyb chłopskich chałup – bo tam przynosiła biedę, zgliszcza i krzywdę. Nie cieszył jej widok nikogo we dworze – bo i tam chciano żyć, a nie umierać. Kochać się, żenić, bawić i pracować – a nie chować dzieci w cieniu mogił ojców i braci. O kim mowa? O wojnie, nie inaczej.

Wojna polsko -bolszewicka

I

Po ponad stu latach wdzięcznie brzmią słowa pieśni o pięknej pani, w której kocha się cała żołnierska brać. Wtedy, w 1919 roku, dla nikogo nie była ona ani piękna, ani pożądana. Z wszystkich narodów, które uczestniczyły w Wielkiej Wojnie, naród polski wykazywał największą odrazę do bojowania. Czy zatem naprawdę musiała się zdarzyć? Czy nie można było jej ominąć, dać wytchnąć tej ziemi i tym ludziom, nacieszyć oczy widokiem nieba bez łuny pożarów i serca -ciszą bez wystrzałów?

Tak, musiała przyjść. Chociaż jeszcze nie zagoiły się stare rany i nie każdemu poległemu bohaterowi zdążono usypać mogiłę. Musiała, choć tak bardzo tego nie chciano…

II

Jest 1918 rok, 29 listopada. Na polskich ziemiach szaleje entuzjazm – mamy wreszcie swój kraj, swoje marzenie – jest biednie, ale jesteśmy u siebie. Tymczasem z ust Lenina padają straszne słowa. Z wszystkich rodzajów kłamstw na świecie to sowieckie było i jest chyba najgroźniejsze – bo w ślad za nim idzie zagłada tysięcy istnień. Lenin dał hasło – i Armia Czerwona spojrzała krwawym okiem na ziemie, z których wycofywali się pokonani Niemcy. Nie było wyboru. Nie było dylematu – nie robić nic znaczyło tyle, co przestać istnieć. Polacy z Wilna, z Lidy, Grodna i Mińska organizują samoobronę. Władze Rzeczpospolitej protestują – wszak rozejm mówił wyraźnie, że ziemie te mają przejść w nasze ręce. Ale czy Sowieci dotrzymają kiedykolwiek jakiejkolwiek umowy?

III

Jesteśmy słabi. Wojsko prawie nie istnieje. Patrzymy z nadzieją na brygadzistów Hallera, na strzelców Żyligowskiego. Ogromny wysiłek – i Polacy docierają do Niemna. Tworzy się front.

Front – ktoś powie – jest na wojnie. Aby była wojna – strony muszą ją wypowiedzieć. Tej wojny nikt nie wypowiedział. Ona po prostu się stała. Stanęli naprzeciw siebie Polacy – i Sowieci. Pokonani Niemcy trzymają sojusz z bolszewikami. O tym, że śmiercionośny dla naszej Ojczyzny jest sojusz zachodniego i wschodniego sąsiada – przekonał nas wiek XVIII, potwierdził XIX a to, co stało się w XX przeszło nawet najczarniejsze wizje największych pesymistów.

IV

Najgorsze ma dopiero nadejść. Butne słowa o rewolucji zmierzającej na zachód, by połączyć się z niemieckimi komunistami spod czerwonej, marksistowskiej gwiazdy Związku Spartakusa, nie mogły nikogo w Polsce nie obchodzić. Staliśmy na drodze. I byliśmy, jako naród i państwo, „nie po drodze”. Józef Piłsudski w krótkich słowach podsumowuje sytuację: „mieliśmy imperializm carski – po nim mamy imperializm czerwony”.

Tam, dokąd docierają bolszewicy, sytuacja jest dramatyczna. Aby ratować życie ludzi i swoje mienie Polacy coraz intensywniej zawiązują oddziały samoobrony i rozbijają sowieckie komitety. Jest to możliwe, bo czerwonoarmiejcy, choć liczni i niezwykle okrutni, są militarnymi słabeuszami – niewyszkoleni, słabo uzbrojeni, często bez butów, z karabinem na sznurku albo i bez, kipiący żądzą, rozpijaczeni i obłąkani chciwością.

V

Jest początek 1919 roku, 23 stycznia. Czechosłowacja zadaje osłabionemu państwu polskiemu cios – wkracza na Śląsk Cieszyński. Nie ma chwili wytchnienia na granicy zachodniej i północnej. Społeczeństwo Niemiec jest otwarte na ideologiczny przewrót nie mniej, niż rosyjskie. Nadchodzi pamiętna data, 15 lutego 1919 roku. Do tej chwili z Armią Czerwoną ścierała się polska samoobrona. Dotąd wszystko, co działo się na linii od Grodna aż po rzekę Prypeć było potencjalnym konfliktem zbrojnym. Było frontem w wojnie, która dopiero miała nadejść – choć tych, którzy wierzyli, że nie nadejdzie, było coraz mniej.

I przyszła. Padły pierwsze strzały. Zaczęło się piekło.

Bo wojna – zawsze jest piekłem. Wojna mówi, że człowiek może stanąć po stronie śmierci, zamiast życia. Że można nie tylko zabić drugiego człowieka, ale też zmusić go, by on również zabijał innych. Dlatego jest złem.

VI

Nie ma takiej wojny, na której walczy się z jednym wrogiem. Choćby przeciwnik – ten polityczny, militarny – był konkretny i nazwany, wojna i tak otwiera kolejne drzwi, przez które wchodzą następni wrogowie. Tak było i w 1919, w 1920 roku.

Wschodni front nie był jednolitą areną polsko-sowieckich zmagań. Prędzej przypominał piekielny chaos, w którym każdy walczył z każdym – i wszyscy ze wszystkimi. Rozumiał tę sytuację doskonale Józef Piłsudski. Wojskowy geniusz, czujnym okiem spod krzaczastych brwi przenikał nie tylko dramatyzm tamtych chwil. On rozumiał, lepiej niż inni, tragizm polskiego położenia, w całej wielowiekowej rozciągłości, z wszystkimi terytorialnymi niuansami. I potrafił sformułować założenia polskiej polityki wschodniej nie tylko na czas kilku następnych, wojennych miesięcy. Czuł – kresowym sercem, całą głębią swej wileńskiej duszy – że wojna z Litwą nosi w sobie znamiona bratobójstwa, a konflikt z Ukrainą nie służy ani Polakom, ani Ukraińcom. Jego beneficjentem jest i zawsze będzie przede wszystkim Rosja. Czy dobrze robił, zabiegając o sojusz z północno-wschodnim sąsiadem, który nigdy nie zaakceptował pozostawienia Wilna w granicach II Rzeczpospolitej? Czy dobrze robił wspierając atamana Semena Petlurę? Historia kilkudziesięciu następnych lat nie udzieli jednoznacznych odpowiedzi na te pytania. Jedyna ocena tamtej sytuacji brzmi: nikt wtedy nie miał lepszej koncepcji, jak osłonić Polskę i całą Europę – drzemiącą leniwym snem głupca – przed bolszewicką zarazą.

VII

Tymczasem jest rok 1919. Na arenę dziejów wkraczają nowe siły: propaganda i wywiad. Chyba nie będzie przesady w stwierdzeniu, że plakaty nawołujące do czynu zbrojnego odegrały w tamtych miesiącach takie znaczenie, o jakim dziś marzą wielkie koncerny medialne.

Nie inaczej było z wywiadem.

Czy ktoś, po stu latach, pamięta (zna?) nazwisko Jana Kowalewskiego? Prawdopodobnie tylko pasjonaci i historycy. A szkoda. Gdyby nie samorodny talent matematyczny, który – trochę dla zabicia czasu – podjął próbę złamania sowieckiego klucza szyfrowego – dziś zamiast świętować kolejne rocznice zwycięstwa wspominalibyśmy rocznice zbrojnego czynu zakończonego klęską. Lub nie wspominalibyśmy wcale – bo nie jest wykluczone, że zwycięstwo bolszewików w 1920 roku oznaczałoby, że dziś bylibyśmy wszyscy poddanymi Wielkiej Wszechświatowej Republiki Rad. Dlatego Jan Kowalewski dekorowany po zwycięstwie przez gen. Sikorskiego usłyszy szeptem wypowiedziane słowa: „za wygraną wojnę”!

VIII

Tak, my mieliśmy fenomenalne umysły jak Jan Kowalewski – ale nie mieliśmy wsparcia mocarstw Europy. Mieliśmy genialnych artystów plakatu – co musiało zrównoważyć niedostatki młodego, odradzającego się wojska. Mieliśmy Piłsudskiego, który wiedział, że jeśli biała Rosja w osobie Denikina pokona Sowietów – Francja stanie po jej stronie przeciw Rzeczpospolitej. Mieliśmy świadomość, że carska Rosja zrobi wszystko, by na mapie Europy nie było niepodległej Polski – i głęboką intuicję, że sowiecka Rosja nie ścierpi żadnego niepodległego państwa. I po trupach narodów będzie ubierać ich kikuty w zakłamane mundury komunistycznych republik.

IX

Czy mieliśmy jakieś wyjście? Wszystko wskazywało na to, że nie. Obie strony wiedziały, że decydujące starcie jest coraz bliżej – to starcie, które przesądzi o losach świata. Wydawało się, że nadchodząca bitwa będzie miała twarz Tuchaczewskiego, Budionnego, Piłsudskiego, Rozwadowskiego, Sosnowskiego i Weyganda. Ale ostatniego słowa nie powiedział żaden z nich…

Ostatnie słowo w nadchodzącej bitwie i całej wojnie miało należeć do kogoś innego: Kobiety, Żydówki. Matki, ukrzyżowanego niespełna 2 tys. lat wcześniej Cieśli z Nazaretu.

105 lat temu nie chciano wojny. Nigdzie. Ani pod strzechą, ani na wiejskim probostwie, ani w klasztorze, ani wśród panów szlachty, miejskiej biedoty ni pałacowej arystokracji. I tylko dlatego nasi ojcowie wtedy, w 1919 roku, przekuli lemiesze na miecze – aby ich wnuki mieszkały w swoim kraju – nie w Polskiej Republice Rad. I by karków nie musiały skłaniać przed gwiazdą czerwoną, sierpem i młotem – a mogły schylać przed Krzyżem.

Zachęcamy do odwiedzenia strony IPN z pięknymi Infogafikami do ściągnięcia. Pierwsze pięć Infografik przygotowanych przez IPN Oddział w Krakowie opowiada o wydarzeniach od początku 1919 roku do Bitwy Warszawskiej. Forma graficzna nawiązuje do polskich plakatów propagandowych z okresu wojny Polsko – Bolszewickiej. LINK

Subskrybuj za darmo

Nie przegap żadnej historii dzięki powiadomieniom

Najnowsze

Czytaj także

Polecamy