13.4 C
Gdynia
piątek, 20 września, 2024

Rzeź wołyńska 1943

Share

Biała sukienka

Anusia skończyła dziewięć lat.

Na urodziny dostała od rodziców piękną sukienkę, najpiękniejszą, bieluchną, haftowaną. Matuś powiedziała, że będzie mogła ją ubrać do kościoła i dziewczynka z niecierpliwością czekała na niedzielę.

Lubiła chodzić do kościoła. Lubiła zapach kwiatów, chłodne wnętrze świątyni i była dumna, że jest już duża i może przystępować do Komunii św.

W niedzielny poranek obudziła się taka szczęśliwa. Słyszała wprawdzie, jak rodzice rozmawiają o jakimś niebezpieczeństwie, ale kiedy ma się dziewięć lat, za oknem śmieje się słońce, w Kościele czeka Jezus a w szafie najpiękniejsza na świecie sukienka – to nie myśli się o zagrożeniu…

Był rok 1943. 11 lipca. Tej daty nie znajdziesz, Drogi Czytelniku, w kalendarzu ludzkości. Nie znajdziesz też nigdy, na żadnej mapie świata, małej, wołyńskiej wioski, w której mieszkała Anusia, jej rodzice i mały braciszek. Zamiast nich jest wielka, krwawiąca rana. Rana, której nie dano się zagoić.

Rodzina dziewczynki siadała w pierwszych ławkach kościoła. Tatko mawiał, że z przodu dzieci wszystko lepiej widzą. Dlatego Anusia nie mogła z początku niczego zobaczyć, gdy tego dnia, 11 lipca, na tyłach świątyni zrobiło się jakieś zamieszanie. Mama wzięła braciszka na ręce a ją mocno do siebie przytuliła.

W tym roku przypada 81 rocznica rzezi wołyńskiej, czyli czystki etnicznej, przeprowadzonej przez ukraińskich nacjonalistów Stepana Bandery z OUN – UPA na polskiej ludności Wołynia i Galicji Wschodniej. Na 11 lipca przypadło apogeum tragicznych wydarzeń. Była niedziela. Oprawcy wykorzystali, że ofiary same gromadziły się w kościołach. Wkraczali do świątyń w trakcie Mszy Świętych. Te Msze, wtedy przerwane, nigdy nie zostały ukończone…

Niektórzy próbowali uciec. Matki błagały o litość dla swoich synów i córek. Mężczyźni starali się obronić kobiety i dzieci. Anusia usłyszała głos matki: „zamknij oczka“. Nie zamknęła. Stała jak zamieniona w słup i wszystko widziała, dopóki na jej białą, haftowaną sukienkę nie polała się krew.

Naukowcy nie są zgodni co do liczby ofiar rzezi wołyńskiej, najczęściej mówi się o 100 tysiącach. Ginęli wszyscy, niezależnie od wieku i płci. Gineli tylko z jednego powodu: bo byli Polakami i katolikami.

Jeśli to nie jest ludobójstwo, to co nim jest?!

Historycy nie wahają sie używać w odniesieniu do tamtych wydarzeń określenia genocidum atrox. Ten termin oznacza ludobójstwo okrutne, z zastosowaniem najstraszniejszych, mrożących krew w żyłach tortur.

Nie pytaj, Drogi Czytelniku, co widziały oczy małej Anusi. Nie chciej wiedzieć, co czuły matki, które patrzyły na męczarnie swoich dzieci. Nie próbuj wyobrazić sobie cierpienia ofiar.

Nie myśl o tym po ludzku, w czysto ziemskich kategoriach. Bo wtedy ręce zaciskają się w pięści, z gardła chce wydobyć się krzyk rozpaczy a serce twardnieje w kamień.

Minęły dziesięciolecia od tamtych wydarzeń.

Pomordowani Polacy nie mają swoich mogił. Leżą w bezimiennych grobach. Nie zapomnieli o nich zwykli ludzie, historycy, Kościół. Gorzej z pamięcią tych, którzy rządzą światem…

Czy damy tym, którym wtedy odebrano wszystko, jeden dzień z naszego kalendarza? Czy stać nas na to – mnie i Ciebie, drogi Czytelniku, by pamiętać, że 11 lipca jest Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa Dokonanego przez OUN – UPA na Kresach Wschodnich?

Anusia nie ma do dziś swojego grobu. Po wiosce, w której mieszkała z braciszkiem i rodzicami, nie został ślad. Pokorna ziemia przyjęła umęczone ciała ofiar, w tym małej dziewczynki w skrwawionej sukience.

Im większa niewinność ofiar, im większe bestialstwo oprawców, tym bardziej bezradną jest złość i silniejszym pragnienie kary…

O rzezi wołyńskiej nie można myśleć spokojnie. Ale trzeba spokojnie, choć z uporem, upominać się o prawdę i pamięć dla jej ofiar.

Ale jest jeszcze jeden wymiar.

Dwa tysiące lat temu Kogoś skazano na śmierć nie za to, co zrobił, bo nie zrobił nigdy nic złego, ale za to, Kim był. Na Jego męke też patrzyły oczy Matki. Oczy najlepszej z Matek. Oczy szalejące z bólu, ale wierne do końca.

Anusi i tysiącom innych odbierano życie bardzo często u stóp ołtarzy. Niewykluczone, że umierając ostatnie spojrzenie kierowali na krzyż.

Jest tylko jedna miara, którą można ogarnąć sens ofiary. Tę miarę ustanowił sam Jezus. A jest nią miłość.

I tylko w tym wymiarze sukienka małej dziewczynki z bezimiennego grobu, gdzieś w szczerym polu dalekiego Wołynia, może odzyskac znów swą piękną, najczystszą, niewinną biel.

Artykuł ukazał się w jednym z numerów miesięcznika „Nasze Słowo„.

Subskrybuj za darmo

Nie przegap żadnej historii dzięki powiadomieniom

Najnowsze

Czytaj także

Polecamy