Wiatr i gniew, który ginie w pianie oceanu. Szelest palmowych wachlarzy szepcze historię niewolnictwa ukrytą między ziarnkami piasku. Słońca promienie przeszywają wyobrażenie o krzywdzie jaka miała tu miejsce. Kto rozgrzeszy żeglarzy, których cienie porwane zostały przez wiatr? Przemieszane z solą w oku pomiędzy wydmami przenikają samotne psy i Senegalczycy. Jedni i drudzy szukają wsparcia ze zmiennym szczęściem. Cabo Verde, to nostalgia w najczystszej postaci. Za daleko do Europy, za blisko do Afryki.
Z ciekawostek – o czym pragnę donieść szanownym czytelnikom Merkuriusza – wieść gminna niesie, że na wyspie pieniądze lokowała włoska mafia. Było to w czasach, gdy Włosi przechodzili z lirów na euro. Dyskrecja tutejszych mieszkańców nie suszy na sznurach banknotów ani majtek. W dobrym tonie jest wstrzemięźliwość w iście sycylijskim stylu. Nie widać tu bogactwa, które kryje się – wprost przeciwnie do walorów wszechobecnego wulkanicznego piachu.
600 tys. mieszkańców dziewięciu wysp i 1,5 miliona caboverańczyków na emigracji. Państwo czapką przykryte. Trzymane na uwięzi, jak as w rękawie przyglądające się przeeksplatowanym Wyspom Kanaryjskim. Wbrew oczekiwaniom i zdrowemu rozsądkowi przemieszczenie się między wyspami jest nie lada wyzwaniem. Cztery promy, w tym jeden działający, a ceny konkurujące z przelotem do Europy. Turyści łaknący przygód, opuściwszy charterowy raj, nie raz szukali wsparcia udając się na sąsiednią wyspę. A przecież wrócić jakoś trzeba… Powrót na lotnisko to istna loteria, a przecież samolot do Polski nie będzie czekał.
Dla kogo wyspa? Dla kitesurferów i surferów (hostele i klimatyczne bary na plaży w Santa Maria). Dla tych, którzy nie mają wygórowanych oczekiwań i zadowolą się jedną wycieczką po płaskiej wyspie Sal, która pozwoli zaliczyć wszystkie lokalne atrakcje. Zaskakująco suche jest powietrze na wyspie otoczonej Atlantykiem. „Lucciola…Lucciola Lucciola, ktoś woła mnie poprzez wiatr” – rytm i tekst piosenki Manam, wyśpiewanej przez niezapomnianą Korę idealnie obrazuje klimat Sal.
Ciekawym jest to, że po pięciu dniach pobytu na Sal nie wiedziałam czy mi się tam podoba I w tym zaciekawieniu nie byłam odosobniona. Jednak nie żałuję, że poleciałam… Odpoczęłam, opaliłam się, wydałam mniej pieniędzy niż planowałam i zwiedziłam jeszcze jedną ex-portugalską kolonię.
Z Sal