Opisz mi Chiny. Nie umiem. To świat martwy, który działa na baterie, a ja nawet pilota TV nie umiem obsłużyć. Tutaj brak wibracji życia, a ja rezonuję emocjami. To jest ostatnia moja wizyta w Chinach. Już nigdy nie dam się namówić. Chcę żyć w mej szklanej bańce, w żadnej innej.
Że istnieje świat wartości… Ktoś ze znajomych powiedział, że smutno, ktoś inny, że dopiero teraz widać ten totalitaryzm. Już cię mają na widelcu, w Królestwie Inwigilacji. Ludzie nie mają tu marzeń, posłusznie wykonują zadania. Słuchają partii, oddychają, jedzą, kupują, pracują i śpią. Życie. Bogu Wszechmogącemu dziękuję, że urodziłam się w Polsce, gdzie zaznałam smaku wolności od kołyski. Tu, w Imperium Szczęśliwości, jest jak u Królowej Lodu: uśmiech nie znaczy nic, a liczą się tylko pieniądze. Za nie „kupisz” sobie pozycję, a prawda nie ma żadnej wartości. Znalazłam się w świecie literackiej fikcji, gdzie róże przy autostradzie nie dziwią nikogo. Oklejona kłamstwem rzeczywistość, po której chodzą roboty. Partia testuje na nielicznych apkę „Pomachaj Ogonem”. Niepoliczalni, wciąż rozmnażalni i sterowalni. Ledowe niebo bez słońca. Mgła może rzadsza niż przed pandemią. Tłumy, tłumy, tłumy… Pekin bez samochodów. Puste ulice, po których przemykają w ciszy nieliczne elektryki, wypasione jak tłuste jedynaki.
Kamer więcej niż ludzi. Śledzą każdy twój ruch. Paszport jest wstępem do Zakazanego Miasta. Kod QR wytycza drogę twojego życia. Nowe pokolenie ssie mleko z kartoników i żre hamburgery w zachwycie. Globalizacja jako symbol sukcesu. Bariery dosłownie wszędzie. Nakazy, zakazy, służby, mundury, tablice i szczekaczki. Natura łaskawa reinkarnowała tu wróble. Nadzieja umiera ostatnia…
Jedziemy pociągiem. Beton, stal i potęga. Tysiąc km w 4 godziny. Pociąg punktualny jak śmierć. Dumne flagi państwowe to krople krwi w tej szarzyźnie… Chcę do domu.