5.3 C
Gdynia
czwartek, 14 listopada, 2024

Narodowe Powstanie 2024! Duchowy zryw pod przewodnictwem Juliusza Słowackiego.

Share

I

O tym powstaniu nie powiedzieli na początku informacyjnych serwisów. Nie zabłądziło na pierwsze strony gazet, które specjalizują się w doniesieniach z kraju i ze świata. Była, owszem, wzmianka tu i ówdzie, w zakładce tej i owej, na ambitnych portalach i specjalistycznych kanałach. Ogólne serwisy podały ją jako wiadomość drugorzędną.

Wybuch powstania zaplanowany był na godziny ranne lub przedpołudniowe. Koniec: na wieczór, tegoż dnia. Mogło zdarzyć się, że w niektórych miejscach na ziemskim globie nawiązali do niego jeszcze nieliczni spóźnieni.

Miejsce akcji – nie takie, jakiego należało się spodziewać. Ani bitewne pola, ani gabinety polityków. Miejsca wybrali ci, którzy w powstaniu sami wzięli udział. Raczej niepozorne, nieistniejące na mapach strategicznych celów.

I wyszli tego dnia ludzie, spokojni, po śniadaniu. Z ręką w kieszeni, z książką pod pachą – dotarli do parku, na place, do kawiarń, księgarń i bibliotek. Usiedli i pozwolili, by do nich przemówił. Kto? Ten, o którym pisał jego wielki uczeń, przyszły święty Kościoła, że był nader szczupły, wątły, niepozorny, miał wadę postawy – a przy tym uduchowione oblicze, żar w mowie, błyskawice w spojrzeniu.

Nie, to nie było letnie i obojętne spotkanie w zaciszu miejskiej czy wiejskiej czytelni w ramach kolejnej odsłony Narodowego Czytania. Tak chcieliby to postrzegać ci, którzy nie wiedzą, nie widzą, nie słyszą – i nie chcą zrozumieć

II

Sami go zaprosiliśmy, sami chcieliśmy – żeby do nas przemówił. Żeby zajął miejsce wśród nas, jak dwieście lat temu, gdy między Krzemieńcem a Wilnem przeżywał dzieciństwo i młodość, gdy jako pacholę wsłuchiwał się w spór Mickiewicza ze Śniadeckim, gdy wierszem porwał swój Naród na listopadową barykadę, gdy wyjeżdżał – w ciemną noc – jako posłaniec do Anglii, gdy pisał swoje tułacze życie, jak pisze się wiersz, pieśń, rapsod, dramat, poemat, gdy podróżował – nie mogąc powrócić i wracał – w snach, wizjach, listach, tęsknotach, marzeniach. Gdy wadził się z wszystkim i wszystkimi, i był osobny, samotny – a przecież tak potrzebny. I gdy umierał, a tylko najwięksi spośród poetów wiedzieli, że odchodzi pierwszy z nich. I jak prawie sto lat temu, gdy Józef Piłsudski zawalczył o sprowadzenie jego szczątków do Ojczyzny, i złożenie ich w wawelskich kryptach – „bo królom był równy”.

III

Nie padł żaden strzał. Nikt nie dobył broni. Nie było ofiar – a jednak ten dzień, 7 września, przejdzie do historii jako dzień narodowego zrywu. Bo tak chciał ten, który nami przewodził. Ten, który swojemu bohaterowi nadał imię Kordian – dający serce. Juliusz Słowacki.

Wieszcz spojrzał – i zapadła cisza. A potem przyszło rozliczenie: co zrobiliśmy – z tym, co nam zostawił.

Padło pytanie o dojrzałość. O psychiczną, moralną i polityczną odpowiedzialność. O świadomość, że walka toczy się najpierw i przede wszystkim w nas samych. O to, czy i jak bardzo – rządzi nami Strach i Imaginacja. O to, gdzie jesteśmy w tragicznym rozdarciu między pragnieniami – a rzeczywistością, miedzy etyką rycerza – a spiskowca, miedzy powinnością – a przysięgą.

I to nie były łatwe pytania.

A potem poprowadził nas jeszcze dalej.

Bo tym, którzy chcieliby mu zarzucić, że rozliczał powstanie, przypomniał, że on sam wziął w nim udział. Tym, którzy doszukują się w nim lewicujących poglądów – powtórzył, że był do szpiku kości republikaninem. Tym, którzy zarzucą mu, że całe życie kłócił się z Polakami – pogroził palcem. Bo to on marzył przecież, by o byciu Polakiem nie decydowało urodzenie – ale osobista godność i zasługa. I gotowość stanięcia na wysokości ideału. To on w późniejszych dziełach wyszeptał, że Polska to córka Boga i siostra Ukrzyżowanego. I szept ten był tak potężny, że uwierzyli w niego nie tylko pisarze i poeci, nie tylko wodzowie i politycy, ale też zwykły lud.

IV

Kiedy tego dnia wróciliśmy do domu – inne były nasze myśli i uczucia. Słowacki i jego tragiczny bohater Kordian upomnieli się o nas. Nie tak, jak upomina się sędzia, tyran, nieprzyjaciel. Lecz jak ten, kogo serce nie umiało żyć bez miłości. I z miłości  chciało nas, zjadaczy chleba, w aniołów przerobić.

Zostanie w nas jego magnetyczne spojrzenie. I napisane najlepszą polszczyzną wersy o tym, że wszystko jest zobowiązaniem, i że do wielkości dorasta się długo i boleśnie.

Przy łożu śmierci poety z Krzemieńca czuwał i uczył się polskości św. Zygmunt Szczęsny Feliński. Jego wyższość uznali Norwid i Krasiński. Herbert i Rymkiewicz chylili czoła. Piłsudski cenił najwyżej. W Teatrze Rapsodycznym – nawiązującym do rapsodów Króla Ducha – grał młody Wojtyła. Przyszły papież wiedział, że kultura jest duszą Narodu. Że ten, kto chce zabić Naród – musi zabrać mu wprzód jego kulturę. Ryzykował w czasie wojny życiem, aby ją ocalić…

Walka nie jest skończona. Walka o istnienie, o pamięć i przyszłość – trwa i trwać będzie. Kultury nie zabrania nam ani pachołek carów, ani Niemiec z karabinem, ni Rosjanin z czerwoną gwiazdą. Ale jedno jest pewne: to Narodowe Powstanie, które wybuchło 7 września, upaść nie może. Ono musi nam, Rodakom Słowackiego, przynieść wielkie, duchowe zwycięstwo!

Grosik za słowo – wesprzyj autora!

Dziękuję za każde wsparcie – to dzięki Tobie mogę tworzyć dalej!

Subskrybuj za darmo

Nie przegap żadnej historii dzięki powiadomieniom

Najnowsze

Czytaj także

Polecamy