W wywiadzie udzielonym red. Bogdanowi Rymanowskiemu prezydent Andrzej Duda powiedział: „Muszę z przykrością powiedzieć life is brutal”. W ten sposób prezydent Duda odniósł się do pogarszających się relacji z Ukrainą. I dalej: „Daliśmy to, co mogliśmy dać (…) i to nasza wielka chluba, tylko od tego czasu minęły już dwa lata”. Prezydent był również pytany o zacieśnianie stosunków pomiędzy Ukrainą a Niemcami. Andrzej Duda stwierdził, że „dziś Niemcy rozprzestrzeniają swoje wpływy na Ukrainie, są silni. Są mocniejsi od nas gospodarczo i finansowo”. „Jest tak, że w trudnych czasach widocznie władze Ukrainy wychodzą z założenia, że lepiej przyjaźnić się z takim partnerem” – powiedział.
Szczęka mi z wrażenia opadła.
Wygląda to mniej więcej tak, że głowa państwa pytana o godzinę patrzy na zegarek, a widząc obie wskazówki na 12, odpowiada, że mamy punktualnie południe. Mistrz! Jak pan prezydent, widząc dwie wskazówki w pionie (pod kątem 90 stopni), skojarzył, że mamy właśnie południe, to trzeba mieć nie lada rozeznanie w tych wszystkich wskazówkach i cyferkach. I prezydent ma! Za panem prezydentem stoją wybitni specjaliści (a trzeba dodać, że i sowicie opłacani), którzy… no właśnie, co oni tam robią, że teraz – po dwóch latach – prezydent Duda wycofuje się z czułych „miśków”, które wykonywał z prezydentem Zełenskim? Proponuję wymienić owych specjalistów na redakcję M24, bo już dwa lata temu pisaliśmy, że to tak właśnie się skończy i że Kijów wskoczy do łóżka Berlina. Czuły kochanek (Warszawa) zrobił swoje i teraz może odejść. Poważni politycy „popełniają” małżeństwa z rozsądku, mniej poważni – z szalonej miłości. Tak, ma pan rację, panie prezydencie, life is brutal, szczególnie political life.
Przy czym nie pytam prezydenta Andrzeja Dudy o godzinę, bo jak już wcześniej napisałem, jakiś czas temu wiedzieliśmy, że dostaniemy od Ukraińców „czarną polewkę” i wyrzucą nas przed karczmę na zbity pysk, a do środka zaproszą tłustego bauera z wypchanym portfelem. Pytam pana prezydenta: Co teraz? Bo jak rozumiem, jest jakiś wariant przygotowany na taką właśnie sytuację: oni nam to, to my im tamto, oni nam tamto, to my im to. Interesujący jest właśnie ten wariant, a więc kiedy potraktujemy ich Nelsonem (chwyt zapaśniczy)?
A może my, jak to mamy w swojej tradycji, zrobiliśmy to wszystko (dla Ukrainy) za bezdurno? Może nie wszyscy, bo ci, co robili „miśki”, to chociaż chwilę się ogrzali…