Czegoś takiego moje piękne oczęta jeszcze nie widziały. Kłótnia w Gabinecie Owalnym pomiędzy prezydentem Zeleńskim a prezydentem Trumpem. I to przy świetle kamer! Przywódca kraju upadłego (Ukrainy) pyszczy – jakby nie było – do samego Imperatora. Bohater albo głupek. Prezydent Ukrainy przyzwyczajony jest do tego, że noszą go na rękach, że ważny jest jak nikt inny i tak w ogóle bez wolnej Ukrainy świat zawali nam się na głowy, jak owe niebo na Gallów. Jako Polak uważam, że akurat to ostatnie twierdzenie jest wyjątkowo trafne. W interesie Polski jest wolna i niepodległa Ukraina, ale interes Polski nie musi być tożsamy z interesem USA! Taka mała dygresja!
Stany Zjednoczone chcą zakończyć tę wojnę, gdyż ona ich kosztuje! Dużo kosztuje. Chcą ją zakończyć za wszelką cenę, za cenę daleko idących ustępstw na rzecz Kremla. Oczywistym jest, że Kijów tego nie chce, ale czy ma jakieś inne wyjście? Nie ma. Ukraina nie posiada środków na prowadzenie wojny i to już chyba każdy – zdrowy na umyśle – widzi. Odcięcie tlenu z Waszyngtonu oznacza (ni mniej ni więcej) stan zawałowy Ukrainy. Kijowowi pozostaje – w odwodzie – Unia Europejska, która w każdej chwili gotowa jest przegadać sprawę na śmierć. Putin ma ją (UE) w głębokim poważaniu, bo widzi, że to siusiumajtki, a nie partnerzy do negocjacji. Car Rosji dostrzega partnera w Trumpie, a nie w Macronie czy w Scholzu.
To spotkanie mnie szczerze zadziwiło, bo zasadniczo zawsze jest przygotowana agenda takich rozmów. Samo spotkanie to formalność: uśmiechy, uściski rąk, poklepywanie się po plecach. Tymczasem mieliśmy do czynienia z klasyczną pyskówką dwóch babć toaletowych, które zarzucają sobie podkradanie klientów w miejskim szalecie. Szok! Któraś „babcia” wyraźnie przegięła, ale która?