Rząd Tuska nie chce obecności ambasadora Węgier na inauguracji prezydencji UE w Warszawie. Powodem jest azyl dla Marcina Romanowskiego udzielony przez Węgry. Oj, to się dopiero nasz premier wściekł! Słuchy nas dochodzą, że Istvan Ijgyartó, ambasador Węgier w Warszawie– na wieść o tym afroncie – całą noc oka nie zmrużył, dopadł go zespól niespokojnych nóg i przeszedł tanecznym krokiem do sąsiedniej sypialni.
Tymczasem poseł Romanowski, który twierdzi, że przyznanie azylu jest odpowiedzią na prześladowania polityczne w Polsce, zrezygnował z pensji poselskiej i nazwał marszałka Sejmu „klaunem”. I tu się z posłem Romanowskim nie zgadzam w całej – że tak to ujmę – rozciągłości a jednocześnie odważnie staję w obronie wszystkich dotkniętych do żywego klaunów, których rola w rozśmieszaniu społeczeństwa, szczególnie jego najmłodszych przedstawicieli, jest nie do przecenienia! Klaun – panie pośle – to wielce poważna INSTYTUCJA, o wielowiekowej tradycji, która swymi korzeniami czerpie soki z postaci nadwornego błazna. Jego zadaniem było nie tylko dostarczanie rozrywki, ale także przekazywanie prawd, których inni nie odważyliby się wypowiedzieć w obecności władcy. William Shakespeare w „Wieczorze Trzech Króli” tak pisał: „Błazna szaleństwo zdrową myśl ukrywa, Błazeństwo mędrca zwykle głupstwem bywa”. Także pańskie porównanie jest jak strzał poza tarczę. Marszałek rotacyjny Hołownia – co najwyżej – to nasza zaściankowa (jakże miła sercu) wierzba wybitnie płacząca.
„Zapraszaliśmy cały korpus dyplomatyczny, ale po sytuacji z panem Romanowskim minister Sikorski wysłał notę do ambasadora Węgier, że nie jest w Teatrze mile widzianym gościem. Czekamy, czy pojawi się przedstawiciel niższy rangą – potwierdziła minister Magdalena Sobkowiak-Czarnecka, z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Panie ambasadorze (do p. Ijgyarto) – podpowiadam zupełnie za free – proszę wysłać woźnego lub kucharkę, stosownie do wagi wydarzenia. Kucharka jest dobrym tropem, bo mogłaby – tak przy okazji – rozdawać csabai kolbasz (pikantna węgierska kiełbasa), co z całą pewnością podniosłoby rangę oraz atrakcyjność zlotu.
Wracając do posła Romanowskiego, to jak on mógł śmieć – tak sam z siebie – zrezygnować z poselskiej pensji?! Nie po to nasza wierzba wybitnie płacząca uruchomiła zastępy ekspertów, by celnie uderzyć w zbiega, by teraz ten koncertowo zagrał na nosie Rotacyjnemu. Teraz podpowiem marszałkowi Hołowni (też zupełnie za free) taki oto przepiękny scenariusz: nie uznajemy zrzeczenia się pensji przez azylanta politycznego a zatem Romanowski nadal może pobierać wynagrodzenie i zaraz po tym oświadczeniu natychmiast odbieramy rzeczoną pensję i przekazujemy ją na jakąś orkiestrę – najlepiej świąteczną, która komuś tam niesie pomoc. Wszyscy będą zadowoleni: poseł Romanowski, bo będzie miał co chciał (znaczy nie będzie miał), marszałek Rotacyjny, bo pokaże swoją sprawczość: chciał i skutecznie odebrał, i na końcu orkiestra, która w pocie czoła osusza piwnice powodzianom, a której notorycznie brakuje papierowych ręczników.
Węgierskie przysłowie mówi, że ptaka można poznać po piórach, a człowieka po jego przyjaciołach. Dla nas Polaków – Węgrzy „od zawsze” byli bratankami i żaden Sikorski czy inny Tusk nie wbiją między nas klina. „Lengyel, magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát”!