- W sobotę odbywały się konwencje wyborcze zarówno PO jak i partii Hołowni. I zakładano w obu obozach, że przekaz, który oba ugrupowania wygenerują, przyćmi całkowicie rywali – zwłaszcza Nawrockiego. I to w stopniu, który już u progu jego kampanii miał go po prostu pogrzebać. Założenie to skończyło się kompletnym fiaskiem.
-
W przypadku S. Hołowni to specjalnie nie dziwi i wpisuje się w tendencję postępującej autodegradacji tej kandydatury. I wbrew pozorom nie jest to efekt wplątania marszałka rotacyjnego w aferę Collegium Humanum. Nie jet to też skutek działania „Solidarności”, która odmówiła mu przeprowadzenia konwencji w historycznej sali BHP w Stoczni Gdańskiej.Upadek Hołowni wynika wyłącznie z tego, że dał się sprowadzić do roli podnóżka Tuska i żyranta jego gangsterskiego rewanżyzmu, który nie daje Polsce nic poza obciachem międzynarodowym. Zadowolone z tego są jedynie szumowiny spod znaku ośmiu gwiazdek i wielbiciele duetu Lempart – Babcia Kasia. Hołownia nawet w tak oczywistych sprawach nie potrafił postawić się tym pseudo-rozliczeniom i udowodnił, że jest po prostu lokajem Tuska. Kto chce mieć takiego prezydenta ?To, że po wspomnianej aferze Hołownia „jakby” się ocknął, to już nic nie zmieni. Musiałby on – aby uzyskać choć minimum odbicia – mocno zacząć dusić Tuska i jeszcze mocniej Trzaskowskiego. Bo na „rozliczeniach” PiSu nie ujedzie ani milimetr, ale na zaciąganiu wędzideł Tuskowi – to jakże. Tyle tylko, że na to marszałka rotacyjnego zupełnie nie stać, więc skazany jest na stopniowe gnicie.W tym kontekście cokolwiek stało się na jego konwencji, jest w istocie pozbawione znaczenia, bowiem właśnie wpisało się doskonale w to, co się działo w Gliwicach. Nikt się więc tym przekazem nie emocjonował.
-
Konwencja w Gliwicach pokazała także jedną, istotną rzecz. Przypomniała po co Tuskowi jest prezydent. A właściwie żyrandol. No bo przecież wtedy, kiedy wystawiał Komorowskiego, tak właśnie określił jego funkcję. Po prostu żyrandol. To jego wystąpienie było najważniejsze, a to co plótł Trzaskowski, nie przykuło niczyjej uwagi. Dlaczego? No bo jak można przywiązywać uwagę do choćby jednego zdania kandydata, który każde z wypowiedzianych przez siebie zdań i tak kilkakrotnie zakwestionuje swoimi późniejszymi wypowiedziami. Słuchano więc Tuska, któremu jednak wyraźnie poszło słabo. Bo i sukcesów nie ma ani po roku rządów, a już tym bardziej na horyzoncie. W żadnym wymiarze. Pozostawało zatem skupić się na obrażaniu przeciwników – ale to nic nowego.
Trzaskowski natomiast już zaliczył występ, który z pewnością będzie się pojawiał do końca jego kampanii. Skandowanie o zwycięstwie do uciekających „wielbicieli” to był majstersztyk. Czegoś takiego można się spodziewać tylko po sztabowcach PO. Wydawało się, że po doświadczeniach Komorowskiego i Kidawy coś do nich dotarło, ale jak widać – nie. Swoją drogą trzeba przyznać, że tempo opuszczania sceny przez „zwolenników” Rafała było naprawdę imponujące. Mamy już jakiś widoczny ślad amerykańskiej kampanii – w podobnym tempie ulotnili się zwolennicy Kamali z placu, na którym mieli świętować triumf. Z tą tylko różnicą, że ci w Ameryce zrobili to kilka godzin po wyborach, a ci z Platformy na wiele miesięcy przed wyborami. W każdym razie dać takie paliwo przeciwnikowi na starcie to naprawdę wielki prezent.
-
Już tylko to było ciosem nokautującym, tyle że był on wyprowadzony przez samego siebie. Potem doszły jeszcze cztery zadane przez znienawidzonych rywali.
-
najpierw Nawrocki pojechał do powodzian i własnymi rękoma wspierał ich w momencie, gdy ferajna Donalda zabawiała się w Gliwicach. Kontrast zabójczy.
-
potem okazało się, że Szefernaker „wykradł” platformersom „ich” domenę internetową, na której zamiast złotych myśli Rafała – znaleźli przekierowanie na nowo uruchomiony profil Kaczyńskiego na „X”. Szacun dla chłopaków Trzaskowskiego z warszawskiego ratusza, bo mało kto dałby radę zrobić coś takiego,
-
w ślad za tym właśnie ów profil Kaczyńskiego zdmuchnął cały efekt gliwickiej „troski o Polskę”, bo wszyscy ciekawi byli, co tam się na nim pokaże. No i w końcu kot Kaczyńskiego wymiótł Rafała przykładnie,
-
a na koniec dnia Nawrocki pozamiatał chomikiem. To już było za dużo. Nie podnieśli się przez tego chomika do tej chwili.
-
Dobry to był dzień Kończę go w towarzystwie chomika, który może czuć się u mnie bezpiecznie 😉 pic.twitter.com/hXdvxnJOmY
— Karol Nawrocki (@NawrockiKn) December 7, 2024
Amerykańskim patriotom pomogła wiewiórka. My mamy chomika. Brawo gryzonie!