Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego nie miało nic wspólnego z bezpieczeństwem publicznym. Wręcz odwrotnie – stanowiło śmiertelne zagrożenie dla Polaków, którzy nosili Polskę w sercu. Bo nosić Polskę w sercu oznaczało brak zgody na sowiecką okupację. W pamięci utkwiła mi rozmowa z jednym z żołnierzy podziemia niepodległościowego, którą przeprowadziłem w latach 90. Zapytał mnie czy domyślam się, co mu sprawiało największy ból w czasie przesłuchania w MBP. Odrzekłem, że skoro był torturowany, to zapewne fizyczny ból. Starszy pan przymykając oczy (jakby wracał do tamtych chwil) powiedział: „Nie, największy ból sprawiało mi, że katuje mnie człowiek, który bardzo słabo władał językiem polskim, ale nosił na sobie mundur przedwojennego oficera wojska polskiego, na nogach miał czarne, wypastowane i lśniące oficerki” I wtedy po pomarszczonym policzku starszego pana popchnęła łza.
Dla młodego pokolenia historia MBP to opowieść o żelaznym wilku lub białej lokomotywie. Może gdzieś te dziwadła były widziane, ale kto o tym pamięta i jakie to ma dzisiaj znacznie? Zdawałoby się, że żadne. Nieprawda! Ci, których osadzono w kazamatach MBP, wpisani są w nasze narodowe DNA, szczególnie ci, którzy do dzisiaj leżą gdzieś pod płotem w bezimiennych jamach, na grobach których posadzono piękny szumiący las lub – o zgrozo – położono na nich ciała oprawców, bandytów, którzy umarli w PRL „snem towarzysza sprawiedliwego”, jak ma to miejsce na „Łączce”, na wojskowych Powązkach. Ciała zbrodniarzy pochowano z wojskowymi honorami nad ciałami ich ofiar!
I Rzeczpospolita nie miała dość siły, by upomnieć się o swoje Córki i o swoich Synów. Będą żyli w legendach…
Ale dzisiaj nie o tym. Dzisiaj chcemy naszym szanownym Czytelnikom pokazać, na czym polegała codzienna robota towarzyszy z bezpieczeństwa. Oto fragment raportu do warszawskiej centrali – do którego dotarła redakcja M24 – datowany na 13 stycznia 1950 r. „W związku z 70 tą rocznicą urodzin tow. Stalina przeprowadzona została szeroka akcja mobilizacyjna klasy robotniczej, masy małorolnego i średniego chłopstwa, do zamanifestowania swych serdecznych uczuć do bojownika o wolność narodów uciskanych i trwały pokój światowy – tow. Stalina”.
Pod szczególną „opieką” bezpieczeństwa znajdowali się księża: „Odłam reakcyjnego kleru również nie pozostał w tyle, w sposób bardziej zakonspirowany wykazując swoją wrogość. Jednak treść niektórych kazań tchnie nienawiścią do Polski ludowej. PUBP Łuków melduje, że sekretarz gminnego komitetu PZPR w Ulanie tow. Bielecki Franciszek oświadczył, że proboszcz Ulana Komulski Stefan zaprosił jego do siebie, gdzie częstował go wódką, w trakcie tego namawiał aby odstąpił od linii Partii, gdyż to nie licuje dla wierzącego, aby wyrzekał się religii. Proponował mu nawet pomoc materialną”. W innym miejscu czytamy: „Jak podaje informator „44” księża będą wizytować kilkaset rodzin. Te formy roboty mają przyjąć wszyscy proboszczowie”. W innym miejscu raportu czytamy: „Poza kazaniami reakcyjny kler uaktywnił swoją działalność na odcinku, chodzili od domu do domu, w mieszkaniach ksiądz z rodziną odprawia krótką modlitwę, zawiesi obraz Chrystusa lub M.B. (prawdopodobnie chodzi o Matkę Boską – przyp. red.) na ścianie i przyjmie od rodziny przyrzeczenie. Według księdza Niecki z parafii Bronowice już przyjęto przyrzeczenie od kilkuset rodzin.
Poza kazaniami reakcyjny kler uaktywnił swoją działalność na odcinku organizacyjnym poprzez czynienie działalności organizacji katolickich, jak również ima się cichego terroru w stosunku do młodzieży (pisownia oryginalna – przy autora). „Informator „Miś” donosi, że ks. Grzegorczyk Stanisław jadąc pociągiem agitował ludność, by nie kontraktowała świń, tylko gospodarze powinni sami bić świnie i konserwować, a nadmiar mięsa sprzedawać i kupować sobie buty”. W innym miejscu niniejszego raportu jest fragment donosu, z którego można wywnioskować, że na jednego z księży przygotowywano dokumentację procesową: „Zebrano dalsze materiały przeciwko ks. prefektowi ks. Pilcherowi, który nie zezwala na wstępowanie uczniów do ZMP, a tych co wstąpili wyszydza przy całej klasie. „Informator „Mały” donosi – ks. Plicher dowiedziawszy się, że jeden z uczniów w klasie jest członkiem ZMP, rozpoczął następujący wywód: „Tak to jednak zapisałeś się do bezbożników, no chociaż jesteś w ZMP bądź człowiekiem – nie szpieguj nas, nie wynoś z klasy tego co się mówi, bo jak wiemy w ZMP uczą was szpiegostwa”. W innym miejscu czytamy: „Członek PZPR sekretarz koła gromady w gminie Siennica Rak Antoni często przebywa w towarzystwie księdza Pawłowskiego Henryka. Ksiądz tak ujął Raka, że ten wstąpił do Koła Różańcowego i został jego przewodniczącym. Rak z kolei poprosił do siebie ww. księdza w kumy. To co ksiądz nakazuje ten subtelnie wykonuje”.
Również nauczyciele znajdowali się pod stałą i baczną obserwacją tajniaków. „PUBP Zamość melduje: prof. Godobieńska Helena z Liceum Handlowego w Zamościu podczas jednej z zabaw w gimnazjum opowiadała różne anegdoty związane z osobą marszałka Stalina i dzisiejszą rzeczywistością”. W innym miejscu niniejszego raportu przeczytać można: „Prefekt Gimnazjum Unii Lubelskiej ks. Kuraskiewicz prowadzi wrogą propagandę mówiąc m.in.
„Jeżeli kiedyś jakiś socjalista lub komunista powie, iż jest dobrym Polakiem i patriotą nie wierzcie, bo tak nie jest”.
Co robiono z nauczycielami, którzy nie chcieli indoktrynować dzieci? „W okresie sprawozdawczym wspólnie z czynnikami politycznymi i kuratorium tutejszego okręgu na podstawie posiadanych materiałów opracowuje się listę nauczycieli, celem ewentualnego przeniesienia lub zwolnienia z nowym rokiem szkolnym. W porozumieniu z tutejszym kuratorium i czynnikami politycznymi postanowiono wystąpić z wnioskiem o zamknięcie prywatnego gimnazjum krawieckiego zgromadzenia S.S. Felicjanek w Bełzie ponieważ wymieniony zakład nie przeciwdziała skutecznie szkodliwym wpływom na młodzież”.
Z perspektywy czasu można uznać treści donosów za śmieszne i nieszkodliwe, ale wówczas stanowiły śmiertelne niebezpieczeństwo dla ludzi, którzy byli „bohaterami” tych raportów. Niewinny żart, opinia wypowiedziana w najbliższym – wydawałoby się – towarzystwie, ocena bieżącej sytuacji politycznej, mogły zakończyć się aresztowaniem i długoletnim więzieniem.
7 grudnia 1954 r. na mocy dekretu zlikwidowano Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, a na jego miejsce powołano Ministerstwo Spraw Wewnętrznych oraz Komitet do spraw Bezpieczeństwa Publicznego przy Radzie Ministrów. Niewiele to zmieniło, bo informatorzy „Frank” czy „Wilk” nadal donosili tym samym oficerom prowadzącym, którzy zmienili jedynie pieczątki. PRL nie mógł istnieć bez rozbudowanej sieci agentów, których interesowało dosłownie wszystko: od igły po widły.