17.1 C
Gdynia
czwartek, 19 września, 2024

Golgota Wschodu: Deportacje Polaków na Syberię. 17 września

Share

Czwarta rano. Łomot do drzwi. Obce głosy. Krzyk. Chwilę potem – bydlęce wagony. Strach i mocno zaciśnięta w dłoni mamy rączka pięcioletniej dziewczynki. Długa podróż. Głód. Ciasno. I pytanie: co dalej?

To nie jest wymyślona historia. To historia prawdziwa. Jedna z wielu, których bohaterami są Polacy z Kresów wywożeni podczas II wojny światowej w głąb ZSRR.

Był wtedy czerwiec 1941 rok. Ale wszystko zaczęło się wcześniej, 17 września 1939 r.

Na pytanie, dlaczego totalitaryzm jest zły – są tysiące odpowiedzi. Jedna z nich brzmi: bo uzależnienia losy narodów, wspólnot i grup – od złej woli jednostek. Imperium Zła było rządzone przez psychopatycznego mordercę. Jeden ruch jego ręki na mapie – to wyrok dla milionów niewinnych osób. Jedną z ofiar była bohaterka tego tekstu, pięcioletnia Czesia. Gdzieś ponad jej głową ktoś podjął decyzję że te ziemie muszą być poddane intensywnej sowietyzacji, że polskie rodziny zapłacą teraz okrutną cenę za zwycięstwo w 1920 roku że dni i godziny elity narodu zostały policzone. Dla dziewczynki oznaczało to głód, strach i podróż w nieznane w bydlęcych wagonach. Dziś poproszona – odpowiada o swoich przeżyciach. Żeby następne pokolenia wiedziały, co to jest Sybir.

Historycy szacują, że wywózki na nieludzką ziemię w latach 1940 1941 objęły około milion Polaków. Przeżyło 380 tys., z czego 81 tys. wyszło z wojskiem generała Władysława Andersa (w tej grupie 11610 dzieci), prawie 11,5 tys. z dywizją Tadeusza Kościuszki, niecałe 250 tys. wróciło po wojnie do Polski o zmienionych granicach. Strona rosyjska „przyznała się” do wywiezienia 320 tys. Z rachunku wynika zatem iż – po pierwsze – wróciło więcej ludzi, niż wyjechało; po drugie około 620 tys. osób, tak naprawdę zaginiony w głębi stalinowskiego imperium, po prostu nigdy nie istniało.

Deportacje Polaków z Kresów miały swoją dynamikę, swój kalendarz i swoją mapę. Pierwsze zsyłki odbyły się w lutym, kwietniu i czerwcu 1940 roku i miały zorganizowany, masowy charakter. Rok później miejscami szczególnego nasilenia akcji był maj i czerwiec. Natomiast miejsce docelowe transportu to nie tylko Syberia, ale też Kazachstan i Ural. Obok Polaków objęto represjami Ukraińców, Białorusinów, Litwinów i Żydów. Polacy byli jednak szczególnie znienawidzeni i traktowani z największym okrucieństwem. Przez lata temat nie był wystarczająco dobrze opracowywany – z powodu niechęci strony rosyjskiej i komunistycznych a potem postkomunistycznych „elit”.

Czesia na Sybir trafiła z trzecią, wielką grupą wywiezionych Polaków. Pamięta dużo. Przede wszystkim głód. 500 gr chleba dla dorosłego, połowę mniej na dziecko. Płacz matki w ciemną syberyjską noc, bo nie miała nic, co mogłaby dać swoim dzieciom na śniadanie. Wstrząsającym doświadczeniem był też strach – wszyscy się bali, każdy o kogoś bliskiego. Jej rodzina nie wiedziała, gdzie jest tatuś i starszy brat. I nie było jak się dowiedzieć. Mama pracowała w kołchozie i musiała pozostawiać bez opieki małe dzieci. Ale jej dziecięca otwartość na świat pozwoliła zauważyć i zachować też inne wspomnienia: ostrzeżeń dorosłych przed tajgą i jej niebezpieczeństwami a równocześnie piękno rosnących tam kwiatów, wabiący dziewczęta w czasie krótkiego lata. Wspomnienia dziecięcych przyjaźni z rosyjskimi rówieśnikami, odmienności kulturowej i religijnej tamtejszej ludności a także ich zwykłej, ludzkiej życzliwości. Solidarnej, codziennej walki Polaków, aby przeżyć samemu i ocalić bliskich. I ludzkich gestów Rosjan – jak wtedy, gdy miejscowa nauczycielka przyniosła małej, polskiej dziewczynce walonki, ratując ją przed odmrożeniem nóżek.

Minęło kilkadziesiąt lat. Na Kaszubach, w Szymbarku, zostało zorganizowane miejsce szczególne: wioska wakacyjnych atrakcji dla małych i dużych, ze słynnym „domem na dachu” – a tuż obok (jakże to wymowne) – miejsce pamięci o wywożonych, katowanych, głodzonych, osieroconych, straconych i zapomnianych Polakach. Jest pociąg – taki, jakim byli wywożeni. Są walonki -takie, w których chodzili. Są ziemianki i baraki – takie, w jakich mieszkali. Są zdjęcia, ryciny i najbardziej wzruszające: wspomnienia dzieci. To miejsce, gdzie Sybiracy z całego świata zbierają się każdego roku w dniu 17 września, aby wspominać los swój i tych którzy na „nieludzkiej ziemi” zostali na zawsze. Różne są motywacje ludzi, którzy tu przyjeżdżają: wiedza, pamięć, przestroga. I modlitwa – by udziałem dzieci już nigdy nie była podróż w nieznane w bydlęcych wagonach, głód, bicie i egzekucje najbliższych, ale wakacyjny śmiech, ciepło rodzinnego domu i spokojna cisza cmentarzy, na których leżą ich bliscy zmarli śmiercią naturalną, a nie zgładzeni przez totalitarną maszynę Zła.

Szczególne podziękowania kieruję pod adresem Pani Czesławy Krauze z domu Okołotowicz, za udostępnienie wspomnień, a także jej Rodzinie, Państwu Łapko z Paderborn (Niemcy).

Subskrybuj za darmo

Nie przegap żadnej historii dzięki powiadomieniom

Najnowsze

Czytaj także

Polecamy