17.1 C
Gdynia
czwartek, 19 września, 2024

Powstanie Warszawskie w oczach dziecka

Share

Prawdziwa historia dwunastoletniej dziewczynki, Danusi Gackowskiej, i jej bliskich

Gdzie sierpień?… Gdzie nasz złoty sierpień?…
Kłosy żytnie, brzęk pszczoły i cichy szept liści?
(Zbigniew Jasiński „Rudy”)

I

Lipiec dobiegał końca. Było lato – kolejne, wojenne. Rok 1944. Danusia w czerwcu skończyła 12 lat. Mieszkała w Warszawie, ul. Puławska róg Belgijskiej. Razem z babunią, ciocią i kuzynem. Tata zginął w Auschwitz. Mama – mama nie wiadomo, gdzie była.

Dziewczynka miała duże, szafirowe oczy i gęste, ciemne włosy. Była śliczna. I bardzo grzeczna. Do szkoły chodziła na Unii Lubelskiej. I uczyła się na tajnych kompletach. Ale o tym nie wolno było nikomu mówić. O wielu sprawach nie wolno było mówić. I Danusia więcej milczała – niż rozmawiała.

II

To nie była ich rodzinna kamienica. Tamta w czasie wojny znalazła się w dzielnicy zamieszkanej przez Niemców. Ale nowe mieszkanie miało 3 pokoje, było czyste, przestronne. I po przeciwnej stronie udało się wynająć małe pomieszczenie gospodarcze, w którym babunia i ciocia Iga prowadziły sklep warzywny. Danusia i jej kuzyn Leszek często zostawali sami w domu. Jeśli poczuli się nieswojo, zawsze mogli spojrzeć przez okno. Widok babuni i ciotki, krzątających się wokół zieleniny, był niezwykle krzepiący.

III

Nie było spokojnie. Kolejne wojenne zimy i lata przynosiły śmiertelne lęki, bolesne rozstania, tragiczne pytania i jeszcze tragiczniejsze odpowiedzi. Ginęli najbliżsi. Aresztowano tych i tamtych. Wszyscy się bali.

1 sierpnia 1944 roku wczesnym popołudniem w powietrzu była martwa cisza. Przejechał tramwaj, przeszli przechodnie. Ktoś wszedł do bramy – ale z niej nie wyszedł. Danusia i Leszek kilkakrotnie patrzyli przez okno. Dochodziła siedemnasta.

IV

Pierwsze strzały. Strach podchodzić do okna. Babuni i cioci nie ma. Coraz więcej groźnych odgłosów. Ludzie schodzą po schodach. Dzieci przykucają w przedpokoju i uchylają drzwi żeby spytać: dokąd? „Do piwnicy! Szybko! Wy też chodźcie”! Idą. Biorą tylko siatki, mają przygotowane, z wodą, sucharami, spirytusem i bandażem. „Na wszelki wypadek” – mówiło się. I nie dodawało, jaki wypadek.

V

Zamykają drzwi. Zbiegają do piwnicy. Czy tu bezpiecznie? Czy babunia i ciocia ich znajdą? Coraz goręcej. Kurz, pył, przerażenie. Zapada zmrok. Mijają godziny. Panowie wybijają otwór w ścianie piwnicy, wychodzą na podwórze, jedno za drugim, trzymając się za ręce. Byle odetchnąć – i powrót. Zmęczenie. Ale teraz nowe wyzwanie: trzeba okiełznać strach i iść na górę, do mieszkania. Zabrać koc, poduszkę, trochę jedzenia. Dzieci uchylają okno – żeby kotek, domowy pieszczoch, mógł uciec.

Szybko do piwnicy. Znowu strzały. Gdy na chwilę ustają – oczy same się zamykają. A gdy je znów otworzyć – jest tylko pył. To już rano. Słychać serię z karabinu. Potem cisza. Znowu. Głośniej. I tak raz za razem. Po piwnicy niosą się słowa: „Rozstrzelają. Wyprowadzają z piwnic i rozstrzelają”. Wychodzić przez otwór? Uciekać? Nie ma gdzie, nie ma jak, wszędzie krzyki. Zaraz tu będą. Zaraz koniec. Danusia przez piwniczne okienko widzi na podwórzu leżące ciało młodej kobiety, całe we krwi.

VI

Gdy wybucha Powstanie babunia z ciocią uwięzione są po drugiej stronie ulicy. Przez Puławską nie można przejść. Ten, kto próbuje – po kilku krokach pada martwy. Przez całą noc siedzą, ona i Iga, mama Leszka, zabarykadowane w sklepie. Mają zaplecze, mają wybite przejścia przez podwórka – ale nie mogą uciekać. Bo w domu zostały dzieci. Czy jeszcze żyją?

Rano wyglądają przez szparę zabarykadowanej wystawy. Widzą, że Niemcy wchodzą do kamienic po drugiej stronie – a po jakimś czasie słychać krzyki i strzały. A zatem egzekucje. Są blisko.

Jeśli wyjdą – zginą na miejscu. Jeśli zostaną – będą słyszały. Stoją i czekają. I wtedy dzieje się cud. Niemcy patrzą przez szparę w bramie – i widzą coś, co powoduje, że idą dalej. Po kilku dniach wszystko się wyjaśni. Świadkowie, którzy stali bliżej, słyszeli rozmowę Niemców. Słyszeli, jak któryś powiedział: „tu już byliśmy”. To ciało martwej kobiety zmyliło wroga. Jej tragiczna śmierć w pierwszych godzinach Powstania uratowała życie tych, którzy chowali się w piwnicy. Ale z kamienicą Niemcy robią to, co z wszystkimi – podkładają ogień. Zanim płomienie i dym opanują mury – przez uchylone okienko wymyka się piękny, wypieszczony, domowy mruczek

VII

Niemcy idą dalej. Do piwnicy wdziera się dym. Trzeba uciekać. „Leszek, chodź, wszyscy idą, my też musimy”. Leszek leży i zasypia. Danusia szarpie kuzyna za ramię. Ach, ten Leszek! Oczy ma coraz mniejsze. Trudno oddychać. Dziewczynka szarpie go z całych sił, ale to nic nie daje. W końcu uderza go dłonią po twarzy, kilka razy, i krzyczy: „Nie śpij, bo umrzesz”! Udaje się. Biorą siatki i biegną. Kierunek: Czerniaków. Zatrzymują w obcych piwnicach, potem są działki. Docierają do osiedla lotniczego. Tu spokojniej. Są ogródki. Można coś wykopać, zebrać. Mija dzień, drugi, trzeci, potem wszystko się już myli. Początek był we wtorek. Jaki teraz jest dzień tygodnia? I czy to ważne?

VIII

Jakaś pani mówi, że pójdzie na Puławską zobaczyć, czy w mieszkaniu coś ocalało. Leszek prosi, by go wzięła. Idą razem. Ale po kilku godzinach pani wraca – sama. Danusia z daleka widzi, że bez Leszka, i płacze. „Nie płacz – mówi kobieta. Leszek spotkał babunię na podwórzu, chodziła przelękniona i szukała waszego grobu, a tu takie spotkanie! Przyjdą po ciebie jutro”. I przyszli. Jaka radość! Zabrali ją do ciotki Petrykowskiej, siostry babuni, na Dolną, wszyscy tam się przenieśli. Obok jest masarnia – jeszcze ich, przedwojenna. I zakład produkcyjny, całą okupację zajęty przez Niemców, teraz odzyskany. Przychodzą często chłopcy i dziewczęta z AK – a babunia i ciotki dają im pasztet, czarny salceson i wołowinę w sosie własnym. Mają co jeść. I można o wszystkim głośno rozmawiać.

Za wolność naszą i sprawę.
Ja w Polskę, Mamo, tak strasznie wierzę
I w świętość naszej sprawy” (…)
(Andrzej Szczepański „Ziutek”)

IX

Jednak piekło się nie kończy, trwa. Mokotów jest nasz – mówi się, ale co to znaczy? Co jakiś czas trzeba do piwnicy. Stefan Petrykowski, jego siostra Dzidka, Janusz Łukawski, Rysiek Rowiński – chodzą na akcje. I inni też. Wrócą? Ciotki modlą się. Kiedy wracają – jest radość. Potem znowu… Wujek Tadek filmuje fabrykę Gąseckiego. Chodzi się do kościoła, do św. Michała. I cały czas modlitwa. Każdego dnia ktoś ginie. Danusia nie wie, jaki to dzień, czas odmierzają kolejne bombardowania. Pierwsze, drugie… siódme, dwunaste.

Pewnego razu Rysiek nie wraca. Wujostwo Rowińscy – załamani. Wujek idzie szukać. Chodzi po Dolnej. Widzi w rowie rozerwane ciało – ale buty całe. To jego buty, narciarskie, dał synowi, bo porządne. Po jakimś czasie do Ryśka rodziców przyjdzie dziewczyna, sanitariuszka. Była blisko, gdy ich syn upadł, trafiony śmiercionośną kulą. Zdążył poprosić: „Powiedz mojej matce, że umieram za Polskę”. Obiecała. I dotrzymała. Widocznie później, jakaś bomba, bo zwłoki były nie do rozpoznania…

Aż któregoś dnia ktoś mówi: „Trzeba do Piaseczna, do wujka Tomka, wszystko opowiedzieć, co tu się dzieje”. Danusia mówi, że pójdzie. I wyrusza. Nie wie, że jest ostatni raz w swojej Warszawie.

X

Droga z Mokotowa na Piaseczno jest prosta. U wujka Tomka woda, jedzenie, nie ma pożarów, bombardowania. Zanosi do Zalesia jedzenie, do cioci, która pojechała na letnisko i tam zastało ją Powstanie. Ale w głowie dziewczynki tłucze się pytanie: co z babunią? Co z Leszkiem? Gdzie wszyscy? Czy żyją? Ciotka Stefańska siedzi w Piasecznie jak na szpilkach – tam, w Warszawie, wszystko zostało, cały majątek, kosztowności. Chce iść, sprawdzić. „Danusiu, pójdziesz”? Nie ma rady, trzeba iść.

XI

Do Warszawy nie dochodzą. Ktoś podwozi je furmanką do kościoła na Służewcu. Tam przechodzą przez cmentarz – i podjeżdża niemiecki samochód. Danusia chowa się za okazały grobowiec. Obok jakaś pani z chłopczykiem, palcem daje znać, żeby była cichutko. Ciotka Stefańska jest starsza, nie daje rady się schować. Zabierają ją na pakę. Dziewczynka tego nie widzi, ale wszystko słyszy. Do Warszawy już nie idzie, wraca do Piaseczna. Bolą nóżki, jest głodna i zmęczona. Płacze. Po drodze pola, tam Niemiec pilnuje dziewuchy kopiące marchewkę. Jej też każe. Trochę pracuje, ale potem idzie i prosi, żeby jej pozwolił iść, że jest sama i nie ma gdzie spać. Ręką pokazuje, że może odejść. Droga jest daleka. Dziewczynka idzie, i wtem na poboczu coś dostrzega. To chleb! Odkrojone skórki z dwóch pajd chleba, jeszcze nie takie stare, widocznie ktoś bez zębów. To cud. Nie pierwszy… Je i idzie dalej. Do Piaseczna. Tam będzie czekała. Aż któregoś dnia przyjedzie ktoś, ktoś wróci, aż ją zabiorą. Aż to wszystko się skończy.

Nadajemy komunikat z Warszawy.
Nadzwyczajny komunikat z Warszawy.
Stacja Armii Krajowej melduje:
Bój skończony i… nic, oprócz Sławy…

Wieść niesiemy do wszystkich narodów,
Konferencyj, przyjaciół i braci:
Lud Stolicy za Wolność zapłacił
Swoim życiem.(…)
(Mieczysław Ubysza „Wik”)

XII

Skończyło się. I nie było już nic.

Babunia Kempkowa przeszła przez obóz w Pruszkowie. Stamtąd przyjechała do swojego brata, do Danusi – do Piaseczna. Powiedziała, że Niemcy zastrzelili w marszu Stefana Petrykowskiego, że wujek Władek, tata Leszka, wzięty do obozu, że do Warszawy nie wracają, bo nie ma do czego. Nie ocalały nawet fotografie. Te, które są dziś w posiadaniu rodziny – przechowywane były w innych miejscach. W Powstaniu zginęło 18 tysięcy żołnierzy i 180 tysięcy cywilów. Wśród jednych i drugich – byli najbliżsi Danusi.

Ale to wtedy, w gorące, powstańcze lato, dziewczynka zobaczyła w oczach swojej ukochanej babuni radość – w tych chwilach, gdy na Dolną na Mokotowie przychodzili chłopcy i dziewczęta. A ona, matka zamordowanego kilka miesięcy wcześniej AK-owca, wydawała im pasztet, czarny salceson i wołowinę w sosie własnym. Oni w zamian dawali jej nadzieję.

Tej opowieści jeszcze nikt nie czytał, nikt nie publikował.
Byłoby lepiej, gdyby się nie wydarzyła.
Ale skoro to wszystko działo się – a działo się naprawdę – godzina po godzinie, dzień po dniu – to my, potomni, nie mamy prawa oceniać tych, którzy byli po właściwej stronie. Czy powinni? Czy było warto? Czy można było inaczej? Mamy prawo – i obowiązek – zachować jak najwięcej historii – po to, by opowiedzieć je następnym pokoleniom.

© Wszelkie prawa w tym prawa autora i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułu bez zgody wydawcy zabronione. [kontakt]

Subskrybuj za darmo

Nie przegap żadnej historii dzięki powiadomieniom

Najnowsze

Czytaj także

Polecamy